Historia każdej smakowitej buteleczki Porto zaczyna się w dojrzewających na zboczach rzeki Douro gronach winorośli.
Owoce zbiera się ręcznie, do czego angażowani są pracownicy winiarni jak i mieszkańcy okolicznych wsi. Niestety w kwietniu winogrona są jeszcze niedojrzałe, więc ze zbierania nici, ale wybraliśmy się na spacer śladami zbieraczy w towarzystwie dwóch sympatycznych lokalnych kundli.
Zebrane winogrona transportowane są do winiarni w plecionych koszach a następnie miażdżone nogami! A przynajmniej tak nam opowiadali dla dodania pikanterii.
Wyciśnięty stopami Portugalskich przystojniaków sok winogronowy poddawany jest fermentacji w beczkach. Gdy poziom alkoholu osiągnie 7%, do mikstury dodawany jest spirytus winny aby zatrzymać proces fermentacji i osiągnąć to sławne zdradliwe 20%.
Odmian Porto jest kilka, a że pani przewodniczka już bardzo chciała zakończyć swoją zmianę i bardzo szybko opowiadała, to nie zapamiętaliśmy dokładnie czym się różnią. Generalnie, tańsze i marniejsze to mieszanka win z kilku sezonów które krócej leżakują...
A droższe i lepsze Porto Vintage dojrzewa w butelkach i pochodzi z winogron jednego zbioru.
Proces produkcji jest oczywiście bardzo interesujący i ciekawy... ale najważniejszym etapem życia Porto jest oczywiście jego konsumpcja. Kto próbował (nie było mi dane tym razem, no może mały łyczek) ten wie jak marnie może się zakończyć wieczór ze słodko i niewinnie smakującą buteleczką Porto.
Niektórzy uczestnicy wycieczki zupełnie nie byli zainteresowani zwiedzaniem piwniczek i samą degustacją (w sumie dobrze). Od historii Porto woleli babrać się w kałuży, wrzucać do niej kamienie i części rozbrojonej spinki z misiem. Musieliśmy wyjść na strasznie wyrodnych rodziców, jedno degustuje Porto i zajada snacki, drugie biega z aparatem a biedne dziecko siedzi w kucki w błocie. Na szczęście samo dziecko było bardzo zadowolone.
A jak Grzesiowi smakowało porto?
OdpowiedzUsuńtak mu smakowalo ze ledwo go wynioslam i posadzilam za kierownica :).
OdpowiedzUsuń