W zeszłym roku spędzając Wielkanoc w Sorento we Włoszech, po całych dniach zwiedzania nie byliśmy w stanie zmotywować się do udziału w nocnych procesjach świątecznych czego później (oglądając na internecie zdjęcia) szczerze żałowaliśmy. Na szczęście w tym roku nie mieliśmy wyboru, bo odbywające się w podobnym klimacie procesje hiszpańskie same nas znajdowały.
Wielkanocne procesje bractw religijnych organizowane są w większości hiszpańskich miast, ale te najważniejsze, najbardziej spektakularne, z kilkutonowymi posągami i zawodzącymi kobietami w czarnych woalkach mają miejsce w Andaluzji. My musieliśmy się zadowolić bardziej oszczędnymi procesjami w Północnej Hiszpanii, ale i tak zrobiły na nas niesamowite wrażenie. No bo jak tu nie ulec urokowi pochodu bosych pokutników Nazareños przebranych w szaty ala Ku Klux Klan, stąpających monotonnie w takt rozdzierającej serce muzyki? I nie być pod wrażeniem zwykłych parafian niosących na swoich barkach ciężkie lektyki z posągami Jezusa i Św. Marii? A jeszcze jak towarzyszą im śliczne dzieciaki zamykające oczy w religijnym uniesieniu?
Na widok kolejnej procesji Nela wykrzykiwała "O ludki, ludeczki idą" (uwielbia zdrabniać) i wcale nie bała się dziwnie wyglądających postaci. Przeraziła ją natomiast orkiestra wojskowa która przemaszerowała energicznie przez główny plac Lugo robiąc nieprawdopodobnie dużo hałasu.
Procesje wielkanocne w Bilbao i Lugo.
W Portugalii procesji nie spotkaliśmy, ale o nadchodzących Świętach przypominały wywieszone na balkonach i budynkach fioletowe flagi i uliczne kapliczki.
Nasza trójka tradycyjnie odbyła wielkanocną wojnę na jajka na twardo, tym razem na kampingu w portugalskim miasteczku Tomar.
Procesja prawie na żywo, typ dzienny, żywiołowy.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz