niedziela, 9 czerwca 2013

Małolaty lubią zośkę

... a już w komplecie z wujkiem Dzidkiem :) to po prostu uwielbiają!

Podczas naszego czerwcowego pobytu w Polsce, na kilku metrach kwadratowych agatkowo-dzidkowego mieszkania rozegrano ekscytujący zośkowy mecz. Zasad co do zasady nie było, jedni rzucali zośką, inni rzucali się na nią i na pozostałych zawodników. Słychać było głównie rechot młodych i starszych istot, przerywany odgłosami zdrowej, sportowej rywalizacji.

Bilans spotkania:
Nela - 2 garści wyrwanych w boju włosów
Dzidek - rozbita górna warga

Jakimś cudem mieszkanie nie ucierpiało, a Olaf ma nadal 16 zębów.

Tylko nie zapomnijcie zośki na sierpniowe wakacje ;-) ! 



 







niedziela, 12 maja 2013

Odstawiony

Olaf został odstawiony po ponad 17 miesiącach karmienia, ale jego miłość do wiadomych części maminego ciała i "kako" (to po Olafowemu "mleko") trwa z całą intensywnością.

Teraz ma już tylko nadzieję, że może choć jemu coś wrośnie?

Olaf is hoping that since mummy said "access denied" (after 17 months...), something he loves might pop up on his own chest :)!!!






niedziela, 21 kwietnia 2013

Maraton londyński 2013

Takie już mamy szczęście, że dokądkolwiek byśmy się w Londynie nie przeprowadzili - zawsze w kwietniu przebiega nam pod oknami maraton londyński. Toteż jeśli tylko nie wyjeżdżamy, kibicujemy dzielnym maratończykom.

W tym roku pogoda dopisała i w rześki wiosenny poranek nad Londynem zaświeciło słońce, chcące najwidoczniej też przyglądać się zmaganiom. A było kogo podziwiać:

Super szybkie turbo-wózki, które pokonują 42 kilometry w półtorej godziny!


Brytyjczyka Richarda Whitehead'a, który bez obu nóg przebiega maraton w 3 godziny 15 minut!
      

Pędzących sprintem niewidomych biegaczy wraz z przewodnikami.


Ciasteczko...


Butelkę...


Najszybszych zawodników świata, którzy ku mojemu zgorszeniu są zawsze skazani na bieg tuż za kopcącym motocyklem z kamerzystami...


Oraz cały tłum 34,631 uczestników!

Jak się człowiek znajdzie po nie tej stronie ulicy co powinien... nie sposób przejść na drugą stronę ... przez dobre kilka godzin.


 

Nela była bardzo przejęta kibicowaniem ale zdecydowanie najbardziej podobało jej się przybijanie "piątek" z maratończykami :)! 



Przed maratończykami czapki z głów!


czwartek, 18 kwietnia 2013

Wsiadła i ... pojechała

Jak wiecie kochani Nela i jej czerwony rowerek biegowy byli nierozłączni przez półtora roku. Zjeżdżali razem z naprawdę pokaźnych górek (kraks było sporo, uskakujących w ostatniej chwili pieszych też), dziesiątki razy pokonywali trasę dom - park - plac zabaw, bywali razem w błotnistych lasach, muzeach, galeriach handlowych w restauracjach. Dzięki "biegaczowi" nelkowy zasięg drastycznie się zwiększył, co ułatwiło życie lubiącym piesze wycieczki (a nie lubiącym marudzenia) rodzicom.

Ale przyszedł taki moment, że wierny towarzysz został oddany Olafowi a... na jego miejsce pojawiła się taka oto czerwona rakieta! 


Jak wypadło pierwsze spotkanie z PRAWDZIWYM rowerem? No dokładnie tak jak miało: wsiadła .... i pojechała :). Zobaczcie sami, ale ostrzegam, że słychać bardzo podekscytowaną mamę, trochę obciach :).

Nela is riding a real bike! Having been in love with her balance bike for a year and a half... when she sat on the big bike, she just took off! Amazing little girl. Just a word of warning that mummy does sound a bit over-excited on the video... :)



Nela sama nie mogła uwierzyć jak szybko uporała się ze sztuką jazdy na rowerze: "Mamo, mamo patrz! Ja naprawdę umiem jeździć!" wykrzykiwała śmiejąc się od ucha do ucha. Niesamowity jest ten nasz mały krasnal.

sobota, 6 kwietnia 2013

Egipt - Trasa, o czym już nie będzie i kilka zdjęć na koniec

Tyle bym chciała o Egipcie jeszcze napisać! O koptyjskich klasztorach, o konfliktach religijnych, o demonstracjach i barykadach ulicznych, o niezadowoleniu tubylców z obecnych rządów, o Nilometrze, o świątyni w Karnaku, o naciągactwie, o czwartych urodzinach Neli, o Dolinie Królów, o anginach i antybiotykach, o kurortach i stosach drożdżówek konsumowanych przez współturystów na śniadaniowym bufecie, o naszej randce podwodnej, o zniszczonej rafie koralowej, o wymuszonej błędami w rezerwacji łapówce w nocnym pociągu... ale na razie próby wydłużania doby nie powiodły się, więc wrzucam garść zdjęć i trasę na zakończenie.

Kair - Aswan - Abu Simbel - Karnak - Hurghada - Kair

To już trzecia trzypokoleniowa podróż :).


Dziadek i Babcia, prezentowali się tak:


A Olafowi, co się najbardziej podobało w Egipcie? Jeśli chodzi o zwiedzanie zabytków, zajmowało go przede wszystkim ich podłoże.


Postanowił jak pozostali uczestnicy pić wodę jedynie z wielkiej butelki.


Bardziej od kolorowych płaskorzeźb w grobowcach, zafascynowała go wielka przyczepa.   


I świeczki w koptyjskim klasztorze.


Nela również większość świątyń eksplorowała od podłoża... Nie mogła sobie odmówić małej kradzieży...


Odpoczywała w cieniu wielkich kolumn.


Czytała hieroglify :).


Na kilka dni humor popsuła jej angina... Panowie z obsługi hotelowej bardzo chcieli ją rozweselić:


Na szczęście pokonała anginowe robale i świętowaliśmy jej 4-te urodziny na hotelowym dachu. Nie zabrakło nawet prawdziwego tortu czekoladowego! Gratis od Hotelu Nefertiti w Luxorze :)!
 

Po dwóch tygodniach oglądania jak każdy sprzedawca chce nam coś wcisnąć, Nela tak "zegipciała", że rozdawszy wszystkim jak zwykle prezenty w postaci kwiatków, liści i patyków, po kilku minutach oznajmiła "No... a teraz trzeba za te prezenty zapłacić!"
 

VIPs w kurorcie! Nie zdarza nam się często rozbijać po hotelach z gwiazdkami, ale dziadek się szarpnął więc nie protestowaliśmy.


Grześ próbował się nie wyróżniać... W modzie były wielkie brzuchy i zacięte miny... jak widać.

 

Morze dla dzieciaków, w nagrodę za trudy podróży. A rodzice, hyc na nurkowanie!



 I na koniec UWAGA! Dzieci są w Egipcie ciągle narażone na porwania!!!!


sobota, 30 marca 2013

Egipt - Luksor nocą polecamy

Świątynię Luksorską całkiem fajnie zwiedza się o zmroku. Po pierwsze, oszczędzamy sobie nieco wątpliwej przyjemności przepychania się pomiędzy przypieczonymi, roznegliżowanymi plażowiczami z Hurghady (znak rozpoznawczy: ślady od kostiumu na tle bolesnej czerwieni). W przeciwieństwie do Kairu, gdzie naprawdę odczuwa się brak białych twarzy, pod świątynie w Luksorze i Karnaku, wypełnione turystami autokary podjeżdżają niczym pociągi metra w Londynie. Po drugie, co jest ważne w przypadku zwiedzania z takimi zatwardziałymi północno-europejczykami jak nasza Nela, wieczorem jest zdecydowanie chłodniej :). Na pytanie pana wychowawcy w przedszkolu "Jak było w Egipcie?", Nela odpowiedziała z teatralną miną arystokratki: "Och, za gorąco!"... Po trzecie, sama świątynia jest całkiem nastrojowo oświetlona! Zawsze jakieś urozmaicenie w dorobku foto.






 Która część płaskorzeźby najbardziej kusi pielgrzymów...?


Babcia i Olaf w fotograficznym natarciu.


piątek, 29 marca 2013

Egipt - Zabytki prawie zatopione

Mimo, że bardzo lubimy nurkować i chętnie zwiedzilibyśmy kiedyś w piance i masce jakieś pokryte koralami podwodne ruiny, jesteśmy bardzo wdzięczni UNECSO za ocalenie przed zatopieniem dwóch wspaniałych zabytków starożytnego Egiptu: Świątyni Izydy w File oraz Świątyni Ramzesa II w Abu Simbel. Gdy w latach 60 spora część Nubii nieubłaganie znikała w odmętach sztucznego jeziora Nasera, owocu przyjaźni radziecko-egipskiej powstałego w konsekwencji budowy wielkiej tamy w Aswanie, obie świątynie zostały starannie zmierzone, pocięte w małe bloki i przetransportowane w bezpieczne miejsce.

Świątynia Izydy, przez 2500 stała na wyspie File, a ostatnie 30 - na wyspie Agilkia.    









Świątynię Ramzesa II w w Abu Simbel czekałby podobny los jak Izydy, ale dzięki nieprawdopodobnemu wysiłkowi UNESCO, możemy podziwiać ją dziś. Przemieszczenie jej było o tyle trudniejsze, że została wykuta w skalistym zboczu sporej góry. Pociąć i przenieść kamienną świątynię to jedno, ale pociąć całą górę to już inna liga. Ktoś w UNESCO wpadł na genialny pomysł żeby wyciąć jedynie wnętrze świątyni, a górę - ulepić z cementu! Jak to się u nas w UK mawia, thinking out of the box w najczystszej formie.Szacun.

Nie tylko przeniesienie świątyni było trudne, dostanie się do położonego na samym południu Egiptu Abu Simbel, 40 km od granicy z Sudanem, wymaga sporego samozaparcia i nadszarpnięcia budżetu. Jeśli nie chce się wstawać na autobus o 3 nad ranem (nam się nie chciało)...trzeba wynająć mini-bus i załapać się na konwój policyjny z Aswanu do Abu - "tam" i "z powrotem". W rezultacie na zwiedzanie świątyni zostaje nędzne 1.5 godziny. Czyli, lata się po niej z językiem na wierzchu. Można oczywiście zostać z noc w pobliskim miasteczku, jeśli ktoś ma dużo czasu... Konwój dumnie brzmi i ma chyba tworzyć jakąś iluzję bezpieczeństwa... ale w rzeczywistości każdy członek konwoju jechał swoim tempem oddalony od reszty o całe kilometry.

3.5 godziny jazdy w każdą stronę - dzieci zniosły naprawdę świetnie. Choć Neli trochę się nudziło...


Olaf, który jak już pisaliśmy woli spać w dzień, niż w nocy, nudę pokonał drzemką.


Świątynia w ulepionej górze! W środku niestety no photo.




Ramzes II...


Olaf I i Olaf II.


Pustynne wybrzeże Jeziora Nasera.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...