Z Goa wróciliśmy samolotem do New Delhi, gdzie nasza podróż po Indiach z Marysią, Bastkiem, Janką i Michasiem dobiegła końca.
W 4 tygodnie pokonaliśmy całkiem ambitną trasę, pierwszą część sami, drugą w rozbudowanym składzie:
New Delhi - Jaipur - Amber - Abhaneri - Fatehpur Sikri- Agra - Orcha - Khajuraho - Varanasi - New Delhi - Hyderabad - Bijapur - Badami - Pattadakal i Aihole - Hampi - Goa - New Delhi
Dzięki za kolejne wspólne wakacje!
Tak było 2 lata temu w Armenii.
A tym razem? Nela i Michaś zdecydowanie lepiej się dogadywali :). Tak dobrze, że (jak już pisaliśmy z Nepalu), Nellum Pollelum specjalizowała się w papugowaniu Michatka: on chciał makaron - ona traciła apetyt na ryż, jemu spadł bucik - ona specjalnie zrzucała swój, on nie chciał iść - ją też nagle opuszczały siły, choć sekundę temu skakała jak mały kangur. Vice Versa też się zdarzało. Czasami nas tym rozśmieszali, ale często cierpliwość rodzicielska (ja osobiście posiadam śladową...) wystawiana była na próbę zwłaszcza wtedy, gdy tym sposobem z jednej sytuacji kryzysowej robiły nam się dwie, symultaniczne. A przecież cierpliwość bladawca podróżującego po Indiach jest już i tak nagminnie testowana... samymi Indiami :). Ich chaosem, hałasem, brudem. Ale najważniejsze, że starszaki całkiem nieźle się razem bawiły i miały towarzystwo do brojenia. W menu był berek, przewalanki, kolorowanie, walka o duplo, kopanie dziur w mokrym piachu, taplanie w morzu, czytanie, oglądanie Peppy i Mamy Mirabelle.
Janka i Olaf też się chyba polubili. Choć na razie arsenał ich zabaw był bardziej ograniczony niż starszego rodzeństwa, szczerzyli 6-zębnę i 8-zębne uśmiechy na swój widok. Janka na wszystkie dzieci zaczęła mówić "Ola", "f" było na razie poza jej zasięgiem :).
Grześ chwilowo pokonany przez Indie.
W pociągu też nie odpoczniesz, a kuszetki takie wygodne!
Tubki jak zwykle ratowały nam życie, ładowane z lenistwa i dla higieny prosto do olafowej paszczy.
Reszta dzieci jadała w restauracjach razem z nami. Maryś udaje, że wcale ale to wcale nie widzi co nasze dzieci wyrabiają z całkiem przyjemnie wyglądającą knajpką.
Do czego się człowiek nie posunie żeby dzieci rozerwać między zwiedzaniem hinduistycznej świątyni numer 278 i hinduistycznej świątyni numer 279 ?
Kto chce wyjeżdżać z dziećmi... musi lubić nosić swoje leniuszki.
Dzieciaki miały towarzystwo i coraz więcej bawiły się razem, czytaj, my nie musieliśmy bezustannie ich zabawiać :).
Nela, Michaś i ich "dziecko".
Ciekawe jak będzie następnym razem? I czy takowego się doczekamy? My mamy nadzieję, że tak!