Będąc w Hiszpanii postanowiliśmy przekonać się czy istnieją rejony boulderowe mogące konkurować z Albarracin. Otóż odpowiedź brzmi ..."nie", ale godnym polecenia jest na pewno Santa Gadea, która jest całkiem fajnym ogródkiem boulderowym również dla ludzi z dziećmi. Kamienie położone są stosunkowo blisko parkingu (5-15 min), dojście nie jest trudne, a ścieżki oczywiste choć trzeba się trochę przedzierać prze tzw. "kujaki", czyli małe kujące krzaczki. Rejon jest jeszcze bardzo słabo przeeksplorowany i choć ma nawet przewodnik, patrząc na ciągnące się po horyzont morze kamieni o których nawet nie wspomina, wydaje się że spokojnie będzie można wydać jeszcze kilka części. Nie jest to miejsce do którego można przyjechać na 2 tygodnie solidnego ładowania, ale mając w bagażniku crash-pad a w plecaku buty i woreczek, grzechem byłoby o Gadeę nie zahaczyć.
Widoczek na pobliską wioseczkę Santa Gadea, gdzie po drodze na bouldery można zwiedzić romański kościółek. Poza tym, jest raczej wyludniona i senna. Camping (zdzierstwo) i sklepy są dopiero nad pobliskim jeziorem w Arija.
Piaskowcowe bouldery Santa Gadea.
"Tata uratuje Nelę przed kujakami"
Na szczęście mimo drobnych niedogodności i podrapanych nóg każdy ma swoją dozę radochy z piasku i piaskowców, z małą domieszką czarnej ziemi.
Po raz pierwszy Nela sama pokonała kilka małych boulderów :). Technikę ma coraz lepszą (stylem kolankowym przemierza połogie odcinki) a czasami zdarza jej się zupełnie profesjonalnie "pacnąć" piaskowcowy oblak (nawet efekt dźwiękowy jest odpowiedni!). A już jak wspina się bez koszulki ("tak jak tata") i przymagnezjuje te swoje pulchniutkie paluszki, to już można paść trupem!
Do góry to jeszcze, ale jak tu wrócić na ziemię?
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz