Miała być przygoda... i była! Nela już od tygodnia przeżywała, że "popłynie okrętem jak małpka Fiki-Miki i murzynek Goga-Goga" (ma fazę na Makuszyńskiego) a i my byliśmy bardzo ciekawi, jak to jest spędzić 24 godziny na Atlantyku. Zapakowaliśmy nasze manatki do samochodu, dopchnęliśmy kolanem i w drogę do Portsmouth! Z tego portu odpływają promy w stronę słonecznego Półwyspu Iberyjskiego, który był celem naszego 3-tygodniowego wyjazdu. W wyniku własnego gapiostwa i beznadziejnych oznaczeń prawie się spóźniliśmy... co byłoby katastrofą, bo następny kurs dopiero za kilka dni! Uffff.
Nieszczęśnicy z chorobą lokomocyjną (jak my) i morską zastanawiają się pewnie czy bujało? W sumie nie tak bardzo, trochę nas majtało w nocy, ale ogólnie odbyło się bez ekscesów i torebek chorobowych nie używaliśmy :).
10 pięter, restauracje, kino, bary, całe korytarze kabin, dziesiątki samochodów, ciężarówek i camper-vanów, słowem kawał statku.
Nasza przytulna kabinka. Nelusia tradycyjnie spała w swoim namiocie razem z ukochanym misiem i różowym kocykiem, a Grześ miał nadzieję że minimalistyczna barierka powstrzyma go przed lotem w dół. Jak dla mnie lux.
W kabinie fajnie jest, ale Nelkę już po 5 minutach roznosiło więc ciągu dnia eksplorowaliśmy nasz "okręt". W ten sposób odkryliśmy najprawdziwszy plac zabaw i basen! W tym ostatnim, z uwagi na krę lodową kąpieli zażywali jedynie Brytyjczycy, którzy jak już pisałam nie odczuwają zimna. Natomiast konstruktorzy promu mają u nas ogromy plus za urządzenie placu zabaw... bez huśtawek. Tzn. huśtało jak to na statku cały czas, ale przynajmniej dziecko było samoobsługowe i zmuszone do zabawy na zjeżdżalni (preferuje styl na śledzia) więc nie mogło ciągle krzyczeć "jeszcze wyżej". Radochę na moment przerwał Neli przykry epizod, kiedy to słodko wyglądająca francuska dziewczynka brutalnie i z całą premedytacją zepchnęła ją z jednej z zabawek i nieźle się potłukła (wiadomo, walka o swoje, ale takiego ataku jeszcze nie widziałam). Do tej pory wspomina, że było jej wtedy przykro, ale zaraz przyszedł chłopiec, podał jej upuszczonego misia i zaraz zrobiło się wesoło. Mamy więc dwa fajne, zrozumiałe przykłady na uczucia związane z zachowaniem, kilka razy się już przydały :).
Oprócz szaleństw na placu zabaw wypatrywaliśmy też wielorybów! Mimo, że wytężaliśmy wzrok od rana do wieczora, udało nam się dostrzec jedynie fontannę wody wyrzuconej oddechem olbrzyma oraz samotnego delfina skaczącego przez fale. Dobre i to.
ale fajnie, i to całe 3 tygodnie! czekamy na dalszy ciąg relacji :)))
OdpowiedzUsuńNela ciągle śpi w swoim łóżeczku, nieźle. A my nasze trzymamy w szafie.
OdpowiedzUsuńGdyby nie lozeczko to nela dorolowalaby sie chyba do samej hiszpanii! Przes sen zdobywa terytorium jak aleksander wielki!
OdpowiedzUsuń