Wyprawilismy się dziś samochodem do Edżłerowa, gdzie jak wiadomo mieszkają przyszywani dziadkowie Neli, czyli Małgosia i Andrzej. Ich syn, Artur, tak jak Nela urodził sie "pierwszego" (jego Mama koniec ciąży miała stresujący bo niedaleko terminu był 22 lipca...) i obchodzi dziś urodziny, więc z tej wspaniałej okazji (no może nie tylko z tez tej, ale to zupełnie inna historia i dam mu sie pochwalić samemu) wyprawiono mu grillowe urodziny. Nie pamiętam które, ale pić mu już w każdym razie pozwalają. Nelusia na doczepkę świętowała swoje skromne 4 miesiące! Champage więc lał się litrami, a na stół wjeżdżały coraz to nowe potrawy.
© Zdjęcia courtesy of G&A, bo my co prawda wzięliśmy aparat, ale bez baterii ;>
Na zewnątrz strasznie wiało więc dmuchanie świeczek odbyło się w domu
Buczek bardzo dzielnie wytrzymała dojazd do Edżłerowa, które z naszej perspektywy jest na końcu świata a jak jest mecz Arsenal'u to jeszcze dalej, bo po drodze straszne korki kibiców. Jak już wreszcie dojechaliśmy to była okropnie wygłodniała więc rzuciła się na swoje źródło jedzenia a potem jeszcze obgryzła (bezzębnie) stół ogrodowy ku uciesze gawiedzi.
Zorientowawszy się, że to mało satysfakcjonujące, złapała za palec siedzącą obok ciocię Kasię z Cambridge i ku jej zaskoczeniu skierowała we wiadomym kierunku - prosto do buzi. Palec smakował Neli zdecydowanie bardziej niż stół, bo był solidnie umazany sosem z szaszłyków...
W ramach deseru Andrzej zabrał ją na zwiedzanie ogrodu i pokazał nawet tzw kącik narkotykowy, w którym oczywiście żadne nielegalne zielsko nie rośnie, przynajmniej na razie. Tam Nela też nie ograniczała się do podziwiania samym wzrokiem i próbowała zjeść dorodną paprotkę.
Paprotka tuż przed konsumpcją
Na koniec ekscytującego dnia chillout u Mamy
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz