Zwiedzanie zaczynamy od poznania (a nawet spróbowania) składników irlandzkiego czarnego złota: wody, jęczmienia, chmielu i drożdży. Te ostatnie trzyma się w specjalnym sejfie, bo to podobno one nadają piwu niepowtarzalny smak. Przy jęczmieniu przypominamy sobie z sentymentem, że autor "rozkładu t-Studenta", o którym razem z Grzesiem uczyliśmy się na statystyce, William Gosset był wieloletnim pracownikiem browaru. Potem wchodzimy piętro wyżej i przerabiamy proces produkcji, palenie ziarna jęczmienia, mielenie, mieszanie, fermentowanie, leżakowanie itp. Na kolejnym poziomie dowiadujemy się wszystkiego o beczkach, butelkach i transporcie. I tak piętro po piętrze odkrywamy, że Guinness'a przepisywano matkom karmiącym ze względu na jego własności kaloryczne, że właściciel marki Guinness, koncern Diageo, sponsoruje mnóstwo różnych wydarzeń sportowych na różnych kontynentach świata i bóg wie co. W końcu zmęczeni ale bogatsi o cenną wiedzę browarniczą, możemy wychylić wyczekaną, wliczoną w bilet pintę Guinness'a (lub smutną Fantę...) w oszklonym barze z pięknym widokiem na Dublin.
Każdy znajdzie tu coś dla siebie, Nelę wciągnęła "piaskownica" z ziarnami jęczmienia.











Ada slicznie wygladasz w ciazy. Pozdrowienia i przytulam cie do serca. Evelina
OdpowiedzUsuńDzięki Evelina! Jeszcze 8 tyg zostalo a brzuch rośnie i rośnie :). Super, że do nas zaglądasz!
OdpowiedzUsuńojej, jak mama uwielbia Guinness'a, a fabryka to must do zwiedzania w Dublinie
OdpowiedzUsuńU nas tez wszyscy lubią Guinness'a :).
OdpowiedzUsuńA u nas w Polsce do browaru Tyskiego dzieci nie wpuszczają. A Guinness prosze jaki przyjazny maluchom
OdpowiedzUsuńAle Guinness zbudował specjalne muzeum, do samego browaru nie wpuszczają nikogo nikogusieńko.
OdpowiedzUsuńNa naszej wyspie też do żadnego browaru nie wpuszczają (chcieliśmy zabrać dziadka Lecha - ale sie nie udało)
OdpowiedzUsuń