niedziela, 18 kwietnia 2010

Belgia - Na plaży w Ostendzie

W niedzielę rano ze smutkiem odstawiliśmy Dziadka Lecha do pociągu do Brukseli, a sami udaliśmy się na belgijskie wybrzeże do Ostendy. Miasteczko sympatyczne, nad brzegiem ciągnie się szeroka promenada ale oczywiście ciężko czymkolwiek po zwiedzaniu Brugii się zachwycać. W drodze do Ostendy Nela zasnęła w samochodzie więc po dotarciu na miejsce zapakowaliśmy ją do wózka (wyjątkowo udało się bez obudzenia naszej królewny na ziarnku grochu) i w miasto.

Wózek grzęźnie na plaży... tatka muskuły pręży

Do transportu potomstwa Belgowie preferują rowery - tu wersja z miejscem na wpięcie fotelika Maxi Cosi.

A gdyby ktoś zapragnął popedałować siedząc na ławce w parku, to proszę, nie ma sprawy.

Na plaży Nela wpadła w istny szał rycia w piasku i nie zauważała takich drobnych przeszkód jak np. leżący Grześ. Cała pokryta była maluteńkimi kawałkami muszelek i drobinek morkego piasku, wsmarowała je sobie w ubranko i czapeczkę i buziulkę, a my mieliśmy niezły ubaw (staraliśmy się tylko nie pozwolić na zjadanie i wycieranie w oczy... co w miarę się udało).

Mimo łobuzowania oszczędziliśmy jej kąpieli w lodowatym morzu.

sobota, 17 kwietnia 2010

Belgia - Spotkanie z...

Była kiedyś taka piosenka 'Sztywnego Pala Azji' - 'Spotkanie z...' i oboje z Dziadkiem Lechem bardzo ją lubiliśmy mimo tego, że ja miałam wtedy lat w porywach dwanaście a Dziadzia kilkadziesiąt. Byliśmy kiedyś nawet razem na koncercie, a ja długie lata hołubiłam kasetę z ich nagraniami, którą ozdobiłam naklejkami smerfów.

Na 'Spotkanie z...' Dziadkiem Lechem pojechaliśmy do Brugii w Belgii, bo to mniej więcej w połowie drogi między Paryżem (gdzie Dziadek był służbowo) a Londynem. Mieliśmy nadzieję, że wulkan nie pozwoli Dziadkowi wrócić do USA i spędzi z nami jeszcze kilka dni w Londynie, ale niestety musiał jechać do Paryża i udawać że pracuje.

Najpierw trzeba było przedostać się na kontynent, na szczęście Nelka uwielbia pływać promem. A że prom jest rozmiarów pokaźnych, ma chyba z 8 pięter, restauracje, bary, maszyny do gry, plac zabaw i sklepy, to ma niezłe pole do popisu.

Za jazdą samochodem niestety nie przepada i nawet kreatywne zabawki domowej produkcji rozweselają ją tylko na chwilkę.

Zatrzymaliśmy się w hostelu młodzieżowym, gdzie właśnie trwał remont, łóżka były tak nieprawdopodobnie niewygodne, że po wstaniu rano bolały nas żebra, a do tego nie było ciepłej wody. Ale cena była bardzo przyjazna a lokalizacja świetna więc nikt specjalnie nie marudził.

Brugia jest naprawdę przepiękna.

Dziadek Lech zwiedzał co tylko wpadło mu w oko.

My oczywiście też nie próżnowaliśmy.

I wystawę sztuki nowoczesnej zaliczyliśmy (Nelka jak widać przespała).

I wystawy sklepowe podziwialiśmy jak zwykle.

I do kościołów zaglądaliśmy.

Z uwagi na zmianę czasu w stosunku do UK, Nela prowadziła nocny tryb życia i razem z nami degustowała w hostelowym barze pyszne lokalne piwo.

Na koniec dnia zarzywała chłodnej kąpieli w pokojowej umywalce...

...i przytulała się do Dziadka.

niedziela, 11 kwietnia 2010

Impreza urodzinowa

Od początku kwietnia nic tylko ciągle piszemy o tych pierwszych urodzinach. Obiecuję, że to już prawie ostatni post na ten temat aż do następnego kwietnia ;>. Impreza urodzinowa zaplanowana była na ostatni tydzień marca, bo w kolejny weekend wypadała Wielkanoc i wyjazd do Włoch. Niestety angina powaliła nas na tyle, że z ciężkim sercem przełożyliśmy ją na niedzielę 11 kwietnia.

Goście dopisali, było gwarno i wesoło. Dzieciarnię, sztuk 4 stanowiły Emma, Cara, Nela i Ewa, która tego dnia skończyła miesiąc. Jak widać naszym znajomym, bez względu na narodowość, trafiają się same dzieczynki i wszyscy gustują w krótkich imionach, może na chłopaków przyjdzie pora w drugiej rundzie?

Bardzo dziękujemy za odwiedziny i przepiękne prezenty!
Thanks for coming and such great presents!

Świeżo upieczeni - tata Ewy, Artur oraz Babcia Ewy, Gosia, z którą bardzo lubimy pograć w brydża. Mama i druga Babcia zabawiały Ewę w naszej sypialni, gdzie miała trochę wytchnienia od rozrabiających i ha koleżanek.

Okazało się, że nasza gwiazda boi się ognia! Na widok świeczki uciekła czym prędzej do mamy na ręce i wcale nie chciała uczestniczyć w dmuchaniu ;>.

Stosujemy wobec Neli zasadę "czego oczy nie widziały, tego sercu nie żal", ale wyjątkowo dostała na spróbowanie urodzinowy tort waniliowo-śmietankowo-malinowy domowej roboty.

Emmie też smakował.

Nela uwielbia jeść w towarzystwie i karmić innych. Podczas obiadu obowiązkowo jedzą z nią lala, samochody oraz dzieci i zwierzątka z książeczek. Tego dnia, wyjątkowo smakowały jej oliwki i ogórki, którymi bardzo chciał podzielić się z Yolande.

Dobrze, że był wśród nas Dr. Inż. Tarczyński.

Nie ma to jak proste drewniane klocki!

Czy ktoś ma wątpliwości co robiliśmy poprzedniego dnia?

Oprócz wspinania, Nela przeżywa też fascynację wszelkimi samochodami, które nazywa "brum brum". Tyle opowiadała o nich w skałach cioci Ani, że dostała od niej "brum-brumy" w prezencie.

Nela jeździ "brum brumami" a miś w wózeczku.

Cara ma wielkie niebieskie oczy zupełnie jak jej tata.

środa, 7 kwietnia 2010

Włochy - Jak to Nelka zwiedza sama

Nela była we Włoszech super grzeczna mimo bardzo ambitnego planu, a może dzięki niemu?

Czego się o niej na tym wyjeździe dowiedzieliśmy? Bardzo lubi 'linguine frutti di mare' i lody waniliowe. Nie przepada za jazdą krętą drogą, szczególnie jak trzeba siedzieć tyłem do kierunku jazdy. Umie sformułować całe zdanie np. "mama am am" kiedy widzi mamę jedzącą pizzę ;>. Podobają jej się mali piłkarze, a zaczęły przeszkadzać pełne gatki, szczególnie kiedy chce zasnąć w nosidle. Podobnie jak my, nie uznaje kąpieli w wodzie poniżej 22 C i bardzo szybko nudzi się na plaży.

Korzystając ze swojej mobilności Nela coraz więcej zwiedzała sama. Jest bardzo ciekawa świata, wszystkiego chce dotknąć, a najlepiej spróbować, kocha ludzi a nieśmiałość zdecydowanie nie jest jedną z cech jej charakteru.

Na czworakach poznawała nasze podwórko.

Na czworakach eksplorowała również rzymskie zabytki.

Wszystkiego chciała dotknąć, dobrze, że nigdzie nie było tabliczek "Nie dotykać!"

Zwiedzała też na 2 nóżkach.

W przerwach bawiła się w "pastwisko" - opowiadałam jej, że krowy jedzą koniczynę i cały dzień to przeżywała próbując ją zjeść z komentarzem "mumu amam".

A jak była okazja to trochę się powspinała na Rzymskie bouldery, za co inni turyści nagrodzili ją gromkimi oklaskami.

Ale przez większość czasu zwiedzała jednak z nosidełka u tatki na plecach (mama też pomagała, ale tata nie chciał Nelki oddać, pewnie kombinował, że w ten sposób będzie miał więcej zdjęc na blogu ;>).

wtorek, 6 kwietnia 2010

Włochy - Na deptaku w Positano

Wybrzeże Amalfi to jedna z pocztówkowych atrakcji Włoch - skaliste góry Lattari malowniczymi klifami schodzą do turkusowego morza a kolorowe, uczepione skał miasteczka przyczyniają się do utrzymania całkiem wysokiego GDP w kraju, gdzie ciągle tylko odpoczywa się przy kawie. Ale zanim zamówimy 'małą czarną', trzeba nad to wybrzeże dojechać krętą, wąską, wyciosaną w skałach drogą. Nela na szczęście przespała większość tej jazdy co znacznie ułatwiło nam życie. Jak już się dojedzie to wcale nie koniec zabawy, bo trzeba jeszcze zaparkować. W Amalfi, po 30 minutach czekania w wydającej się nie mieć końca kolejce na parking, poddaliśmy się i zaliczyliśmy sobie zwiedzanie z samochodu. W Positano rozstaliśmy się z 12 Euro a jeszcze nam samochód obtarli. Skandal!

"Prady" i "Giorgio Armaniego" nie kupuje się po to by zalegały w szafie, ale po to, by na deptaku w Positano wywoływać u gapiów ochy i achy. My co prawda wykupiliśmy w EasyJet'ie tylko jeden bagaż na troje, więc zmieścilo się jedynie to co niezbędne, ale za to mogliśmy się do woli naprzyglądać. W tym roku najbardziej modne są przewiewne lny w kolorze popołudniowego cappuccino z pianką.

Droga kręta i wąska, Nela śpi a my 1.5 godziny szukamy parkingu.

Positano.

Piano di Sorrento.

Flora nadmorska.

Na plaży w Positano.

Nasza plażowiczka w zimnej wodzie nie gustuje.

Za to bardzo lubi zdejmować swoją czapeczkę.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...