Pewnie nadal byśmy z tym Nelkowym chrztem zwlekali, gdyby nie nagła wiadomość, że ciocia Agata i wujek Dzidek zamierzają już w lipcu skorzystać z Prawa o aktach stanu cywilnego i uiściwszy opłatę skarbową w wysokości 80 zł, połączyć się świętym węzłem praw i obowiązków. Data została wyznaczona na początek lipca, a nasz zegar zaczął tykać. Wymyśliliśmy sobie bowiem, że to właśnie Agata, do której Nela ma wielką słabość, ma być mamą chrzestną, a jako małżonka cywilna (czytaj "grzesznica") nie mogłaby nią zostać. Nie wnikamy w szczegóły... ale kartkę o nadawaniu się do bycia chrzestną od proboszcza dostała. Podobnie z resztą jak i wujek Michał, który również zgodził się na pełnienie funkcji ojca chrzestnego (tylko bez skojarzeń z mafią proszę).
Pogoda w Londynie jest w tym roku wyjątkowo paskudna nawet jak na tutejsze standardy, ale w dniu chrztu przeszła już samą siebie: lało, wiało i było lodowato, mimo że na kalendarzu zdecydowanie czarno na białym widniał napis czerwiec. Udając, że jest lato wystroiliśmy się wszyscy elegancko w zaplanowane kreacje (co prawda Michałowi BA zgubiło bagaż, więc posiłkował się koszulą Grzesia...) i udaliśmy do polskiego kościoła w Tooting. Nastrój Neli odzwierciedlał listopadową pogodę za oknem więc byliśmy pełni obaw. Lekko spóźnieni... wpadliśmy do kościoła, gdzie już czekali zaproszeni przez nas, z deka zdezorientowani znajomi z minami "czy to na pewno tu... bo was nie ma?" i zajęliśmy strategiczne miejsca pod daleką ścianą. I się zaczęło... przez całą mszę Nela prezentowała postawę bojową i buntowniczą:
"Mamo, idziemy z tego śpiewającego muzeum" (przyznam, że to jej pierwsza msza..., a do tej pory kościoły jedynie zwiedzała)
"Nela chce wracać do domu", "Nela nie chce tu być"
Ksiądz: "Módlmy się"
Nela: "Nie, nie , nie, Nela nie będzie się modlić"
Przez całą mszę tkwiłam w tej samej pozycji z naburmuszoną Nelką na kolanach nie chcąc narażać się na żaden fałszywy ruch, który mógłby wywołać prawdziwą burzę. Na dwór nie można było się ewakuować bo lało, chrzestni przylecieli z Warszawy na ten weekend więc przełożyć uroczystości się nie dało. A ksiądz już poprzedniego wieczora pouczył nas, że stara polonia nie lubi jak są chrzty, bo dzieci boże hałasują na mszy i przeszkadzają. Całą mszę modliłam się więc o pokojowe dotrwanie do finału.
Na szczęście wszelkie negatywne emocje ulotniły się gdy dobrnęliśmy do samego chrztu. Nela uśmiechała się słodko i oczywiście buzia jej się nie zamykała... Co szczególnie rzucało sie w uszy, gdyż jedynymi dźwiękami słowo-podobnymi, które wydawały z siebie inne chrzczone dzieci było "a gugu". Ponad 2 latnia Nela znacznie zawyżała średnią wieku :).
"Nela miała brudne włoski i pan musiał jej umyć"
"Księżyc tak delikatnie dotknął Nelę w czoło"
Rodzice zwyczajni i rodzice chrzestni - Agata i Michał. Bardzo Wam dziękujemy Kochani!
Dziękujemy również innym przybyłym gościom: Gosi, Andrzejowi, Ani, Monice i Pawłowi!
Po chrzcie Nela przymierzała prezenty tradycyjne - ponownie bardzo dziękujemy!
Jak i trochę bardziej niszowy podarunek od mamy-chrzestnej, Agaty.
Od razu przetestowała do czego taka fajna uprząż dla dzieci może służyć :).
Witamy Nelę w gronie owieczek! Zachwyciły mnie jej komentarze. A także wasza rodzinna wspólna fryzura - tylko Grześ powinien się rozjaśnić...Marysia
OdpowiedzUsuńAle się ubawiłem. B.
OdpowiedzUsuńMaryś - Nela też to zauważyła "Ja mam blond włoski i mama też, a tata ma takie brązowe..."
OdpowiedzUsuńOna ma teraz takie teksty, że można skonać :).