Trasa: Tunis - Kartagina - Dougga - Le Kef - Tozeur - Tataouine - Matmata - El Jem - Sousse - Tunis
Dobytek: 2 śpiwory, łóżeczko turystyczne, rzeczy dla naszej trójki na 10 dni, różowy kocyk, jedzenie Neli i 40 pieluch, jakimś cudem upchnięte w 1 dużym i 2 małych plecakach oraz "hop hopie" (czyli nosidle Neli)
Środki transportu: taksówki, tramwaje, pociągi podmiejskie i dalekobieżne, autobusy, louage - czyli dzielone taksówki, "baranówa" z sianem, rozklekotane kombi Ali Baby
Hotele: naziemne i podziemne w kategorii "budget" (z wyjątkiem Tunisu)
Tunezja: Większość turystów przyjeżdża tu w ramach wycieczek zorganizowanych i przemieszcza się autokarami, "jeepami" 4x4 lub własnym czy wynajętym samochodem, albo wogóle nie rusza się z przyplażowego hotelu. My, z oszczędności, lenistwa i chęci bliższego kontaktu z lokalsami postanowiliśmy podróżować transportem publicznym, a na samym południu wynajęliśmy na jeden dzień pana z samochodem. Nela dzielnie znosiła całkiem długie przejazdy autobusami i louagami, ale biedny Grześ po spędzeniu kilku godzin nad torebką... musiał uciekać się do tunezyjskiego aviomarinu.
Trudno poznać i zrozumieć kraj w nieco ponad tydzień ale zaobserwowaliśmy co nastepuje. Tunezyjczycy uwielbiają dzieci, tuńczyka z puszki, bagietki, ostrą pastę harissa, głowy baranie, turystki w bikini i są naprawdę bardzo sympatyczni. Wielokrotnie pomagano nam zupełnie bezinteresownie, taksówkarz cofał w jednokierunkową "for the baby", a natrętne naganianie w stylu "chodź, zobacz bez stresu, torebki, skóry" (po polsku! lub francusku) lub "madame un dinar" występują sporadycznie. Nie jest też aż tak turystycznie jak sądziliśmy, a w publicznych środkach transportu (z wyjątkiem pociągu ekspresowego) nie spotkaliśmy ani jednego "białasa". . Zabytków i pięknych miejsc jest w Tunezji mnóstwo, można tam spokojnie pojechać na 2 lub 3 tygodnie i ani dnia się nie nudzić. Miłośnicy Gwiezdnych Wojen mogą spać i jeść w tych samych hotelach co Luke Skywalker, a wielbiciele imperium rzymskiego skorzystać z 2000 letniej latryny. Arabskiego smaczku dodają klimatyczne mediny i nawołujący do modlitwy muezzin (czasem z meczetu tuż przy oknach hotelu). Szkoda tylko, że wiele pięknych zabytków starówek jest zamknięta lub niedostępna, a turystom, zamiast poznawać lokalną kulturę i historię, łatwiej jest zalegać na plaży lub targować się o kolejną nikomu niepotrzebną pamiątkę.
Ekspres Sousse - Tunis to prawdziwa duma narodowa, tory są co prawda trochę krzywe i mimo nowoczesnego pociągu, strasznie rzuca na boki. Nie przeszkodziło to siędzącym w naszym wagonie azjatycko-wyglądającym turystom w sfilmowaniu 1.5 h jazdy z widokiem na tory.
W Tunisie najwygodniej przemieszczać się tramwajami.
A do Kartaginy można dojechać podmiejskim.
Większość długich odcinków przejechaliśmy autobusami.
Lub dzielonymi taksówkami - louage.
Czasem trzeba było trochę poczekać na dworcu - co Nela wykorzystywała na poznawanie innych pasażerów.
... lub czytała z tatą i mamą swoje ukochane książeczki. Wierszyki Jana Brzechwy znamy na pamięć od deski do deski i już chyba nawet przez sen recytujemy "Na straganie w dzień targowy, takie słyszy się rozmowy..."
Do zabytków w Dougga dojechaliśmy "baranówą", w której unosił się swojski, przypominający angielską wieś zapach owczych bobków.
A po berberyjskich warowniach na pustyni woził nas pan Ali Baba swoim rozklekotanym kombi. Właściciel naszego hotelu nastraszył nas, że w zeszłym roku Ali podobno natrętnie okazywał swoje względy pewnej włoskiej turystce, przez co pół nocy martwiliśmy się, że wynajęliśmy jakiegoś zboczeńca. Na szczęście okazał się zupełnie miłym i uczynnym kierowcą i oczywiście oszalał na punkcie Neli. Gdy spała w samochodzie, co zakręt odwracał się do nas i sprawdzał czy dobrze zasłaniamy jej buzię przed słońcem.
A po tych wszystkich podróżach nocowaliśmy w hotelach naziemnych...
i podziemnych.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz