W kwietniu i maju ciągle dokądś jeździmy, ale przez to więcej czasu spędzamy z Nelą a mniej robiąc takie pożyteczne rzeczy jak np. składanie szafki łazienkowej, która od stycznia zalega za kanapą w dużym pokoju. W długi weekend majowy, a mamy ich w UK dwa, postanowiliśmy ponownie odwiedzić mekkę boulderingu, czyli Fontainbleau pod Paryżem (nie było nas tam już prawie rok!). Tym razem zaszaleliśmy i zamiast telepać się promem, przeprawiliśmy się pociągniem ekspresowym pod kanałem La Manche. Wrażenie jest niesamowite! Siedzi się w samochodzie, który stoi zaparkowany w pociągu, który to jedzie 140 km/h podmorskim tunelem. Na miejsce dojechalibyśmy pewnie około północy, ale trochę pomyliły nam się autostrady... i w efekcie pamiętam jak próbując uśpić w namiocie rozbudzoną i zdezorientowaną Nelkę doliczyłam się 4 uderzeń zegara na kościelnej wieży. Po kilku godzinach snu, niektórzy byli już zupełnie wypoczęci, ale my z Grzesiem twardo udawaliśmy, że śpimy przez kolejne 2 godziny. Nasze nastawienie do życia o poranku dobrze ilustruje cytat Grzesia "widziałem jak zjada swoją pastę do zębów, ale nie miałem siły zareagować..."
Niedawno mówiłam, że chyba wolę Albarracin od Font, ale nie wiem czy nie zmieniam zdania po tym wyjeździe. Warto spędzić 7 godzin w podróży, rozbijać po ciemku namiot na leśnym biwaku gdzie jest tylko kran i sławojka a nocą przychodzą dziki, żeby pod palcami znów poczuć jedyny w swoim rodzaju piaskowiec i męczyć się niemiłosiernie na drogach 4c. W Font oprócz wspinania czekało nas też spotkanie z Tomkiem O, który nadal wytrwale robi doktorat w INSEAD'zie.
Nelka? Bardzo dzielnie zniosła podróż w obie strony, ale trzeba ją teraz męczyć fizycznie przed zapakowaniem do fotelika samochodowego - inaczej nie może zasnąć - energia po prostu ją rozpiera. Rozumie też, że kiedy człowiek jest aktywny (nie śpi) to ma otwarte oczy. Pewnego poranka obudziłam się z uczuciem, że jakiś mały, świdrujący palec próbuje otworzyć mi oko... i nie był to wcale senny koszmar. Jadła jak na nią całkiem dobrze a z pizzy wydłubała mi wszystkie oliwki!
Drzemka pod skałami.
Do głównych rozrywek wyjazdowych należało: rycie w piachu, wsadzanie szyszek do kubeczków, ciąganie kocyka po trawie, patrzenie jak mama rzuca piłkę i za nią goni.
Grześ na drodze 7a na której pielucha powinna być obowiązkowa zarówno dla wspinającego jak i spotującego oraz publiczności!
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz