niedziela, 23 maja 2010

Słońce w Peak District? Niemożliwe...

A jednak! Po latach marznięcia pod skałami i wspinania w czapce trafił nam się przepiękny weekend w Peak'ach. Tak tak, już słyszę jak to "prawdziwi" wspinacze zgodnym chórem gardzą ładną pogodą i powtarzają swoją nudną mantrę o przymrozkach i tarciu. Ale mnie to zupełnie nie obchodzi i nie przekonuje, wolę jak jest ciepło i już. Nela chyba też, ale jeszcze nam o tym nie mówi. Mówi za to "mama", "tata", "papa" i wiele innych mini słówek a jeszcze więcej rozumie. Zna większość części ciała, różne zwierzaki, że idziemy na spacer albo do kąpieli. Uwielbia się czesać, dotykać naszych głów i "opowiadać" o swoich włosach... Nauczyła się też rozdawać całuski co oczywiście zupełnie nas rozczula i ciągle się o nie upominamy ;>. Ale wracając do Peaków to oczywiście panienka mało spała i jeszcze mniej jadła, co jest już wyjazdową tradycją. Jako że w namiocie jest jasno jeśli na zewnątrz jest jasno... to nie poszła spać aż do późna. Po wielu próbach usypiania (normalnie zasypia sama w łóżeczku) poddaliśmy się i zostawiliśmy ją samą (śpiewałam jej "raz królewna złotowłosa..." a ta zamiast spać łapała się za włosy i cieszyła, że wreszcie wie o co chodzi w tej kołysance). Namiot najwyraźniej przypominał jej własne łóżeczko turystyczne, bo z zadowoleniem rolowała się po całej podłodze, a po jakimś czasie dotarła z powrotem na swój materacyk i zasnęła. My w tm czasie, wykończeni siedzieliśmy na trawie przed namiotem i marzyliśmy tylko o rozłożeniu się na karimatce. Niestety noc trwała krótko... Jak tylko promienie słońca oświetliły nasz namiot, oczy Buczkówny szeroko się otworzyły a na buzi pojawił się słodki uśmieszek.

A oto nasz nowy namiot 3-osobowy ;>.

I nasza 12-letnia kuchenka na benzynę, która trochę już kopci i co roku planujemy ją wymienić.

Lunch w plenerze.

Leżakowanie.

Rozgrzewka.

I konkrety - w końcu przyjechaliśmy się tu powspinać.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...