Souq, po naszemu bazarek, to serce każdego szanującego się arabskiego i północno-afrykańskiego miasta. A kupić tu można istne mydło i powidło. Na straganach piętrzą się apetyczne owoce i kolorowe warzywa, na hakach wisi mięso, muchy bzyczą wokół lepiących słodkości, przyprawy i zioła pachną egzotycznie, ubrania powiewają, kuszą pamiątki, błyszczy biżuteria, piętrzą się buty, skóry, torebki - długo by wymieniać. Oczywiście kasy fiskalnej nikt nie ma i o wszystko trzeba się twardo targować. Sprzedawcy zawsze startują wysoko, a potem zaklinają się na wszystkie świętości, że specjalnie dla Ciebie obniżają cenę, niech już stracą, ale jesteś przecież "very special friend". Właściciele kramów w Tunezji, a szczególnie w Sousse, mogliby spokojnie zostać agentami CIA czy też FBI, bo zupełnie bezbłędnie rozpoznają wszystkie narodowości świata tylko po wyglądzie. Jedno spojrzenie w naszą stronę i od razu zaczynali po polsku swoją litanię "zobacz, bez stresu, torebki, skóry, 5 dninarów", " skąd jesteś? Warszawa, Lublin, Kraków?" Wiele souq'ów już w życiu widzieliśmy, ale nigdzie nie było takiej spersonalizowanej obsługi klienta.
Ale souq to nie tylko zakupy, to również miejsce gdzie kwitnie życie towarzyskie. W wypełnionych dymem papierosowym i sziszowym kafejkach przesiadują wąsaci panowie i przy kawce przypatrują się przechodniom. Potem towarzystwo przenosi się do pobliskiego hammamu, żeby spokojnie wypocić trudy dnia codziennego i rozmasować obolałe od ciężkiej pracy ramiona. Nie wiem jak to jest, że my cały dzień harujemy za biurkiem... a tu wszyscy mają czas żeby o każdej porze dnia i nocy spokojnie konsumować z kumami małą czarną a potem leżeć w saunie parowej. Coś chyba zrobiliśmy nie tak...?
Ciuchy.
Souq jest często zadaszony, co dodaje mu uroku.
Zielarski.Urocze koszyczki do prezentów ślubnych.
Najlepsze jedzenie jest oczywiście w lokalnych, bazarkowych knajpkach. Nelka zajadała się miejscowym "tajine'm", nie mającym nic wspólnego ze swoim imiennikiem z Maroka.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz