Wróciliśmy dziś z prawie 4 tygodniowej podróży po Kostaryce i Panamie cali, zdrowi, opaleni i wypoczęci. Olaf - sporo cięższy i dobre kilka centymetrów dłuższy, Nelunia - cała w rozdrapanych śladach po ugryzieniach żarłocznych tropikalnych meszek, z kołtunami na włosach i uśmiechem na twarzy. A my z Grzesiem, nie dość, że zrzuciliśmy po 4 kg nadmiaru tłuszczyku po-ciążowego każdy (Grześ zawsze solidarnie ze mną tyje...), to jeszcze pozbyliśmy się różnych nagromadzonych stresów i kamieni nasercowych. Niech żyją urlop macierzyński i studia doktoranckie!
Jeszcze wczoraj ocieraliśmy pot z czoła spacerując wzdłuż wybrzeża Pacyfiku, a dziś po drodze z metra trzeba było założyć kurtki :(. Przez większość 10-cio godzinnego nocnego lotu z Panamy do Amsterdamu Nela zajmowała się dokazywaniem i budzeniem nas, więc była tak zmęczona, że wieczorem zasnęła podczas rozczesywania włosów (zapomniało się szczotki... i blondi nie widziała grzebienia odkąd babcia Ala wyjechała 2 tygodnie temu). Olaf również padł zmęczony, mimo że podczas większości lotu pięknie spał w swojej samolotowej kołysce budząc się tylko na uśmiechanie, przewijanie i karmienie. Ciekawe jak tym razem poradzą sobie ze zmiana czasu?
My tym czasem otwieramy piwko coby ułatwić trudny powrót do rzeczywistości. W międzyczasie już planujemy kolejny wyjazd :).
Mamy nadzieję, że następny wyjazd to do nas! My już planujemy pełną parą. m
OdpowiedzUsuńPolowanie na bilety :)
UsuńNo na pewno bedziemy jeszcze w Font i Polsce zanim dotrzemy do Indii...
Usuńasdfghj - to pisala Janka
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że to znaczy - wpadajcie do nas?
Usuń