wtorek, 28 grudnia 2010

Polska - Uwaga z drogi śledzie!

Zima jest po to żeby budować bałwany, jeździć na sankach albo na nartach. Bałwana zbudowaliśmy na podwórku w Londynie, w Polsce szaleliśmy na sankach na 10-cio stopniowym mrozie a na narty też jeszcze przyjdzie pora.

"Starszaki" - Staś, Piotrek i Zosia, zjeżdżały z samego szczytu wielkiej góry w Puszczy Kampinowskiej, wzbudzając zachwyt młodszego pokolenia, czyli Neli i Antka. Na owej górce byliśmy też świadkami ciekawych dialogów, a raczej tzw. pyskówek. Najpierw pan z psem pogniewał się na innego pana z psem i warczał "Psy to się na smyczy trzyma!", "Ale piesek łagodny, nie gryzie", usłyszał w odpowiedzi choć piesek jak na moje oko trochę już się zjeżył. Nie minęły 3 minuty, zjeżdżające z górki dzieci śmiały przestraszyć pana z koniem i tym razem im z kolei się dostało "Na Szczęśliwice idźcie zjeżdżać, trochę rozumu!", broniący niewinne pociechy rodzice odkrzyknęli mu z górki "Panie, z koniem do lasu nie wolno!" Od razu nam się przypomniało jak nasz znajomy z Londynu, Shane, kiedy wspinając się już prawie prawie odpada znad wpinki zawsze zamiast krzyczeć "Dawaj blok!!!!" i dołożyć jakieś przekleństwo, z prawdziwą angielską uprzejmością prosi "Gregor, would you like to take please?"

Nela dotarła na górkę na plecach tatki i choć szalała potem na sankach, strasznie nam przemarzła.

Stasio na swoich super sankach.

Na sankach Nela szalała też z Dziadkiem Stefanem i Agatą a Babcia tradycyjnie robiła za paparazzi. Dziadek własnoręcznie tuningował dla niej pożyczone sanki i uczył nas wszystkich technik saneczkowych. Po zjeździe Nela i Dziadek razem wciągali sanki na górkę, a wnuczka była w 7-niebie.

Nie ma to jak Ciocia Agatka.

A co w tym czasie robiliśmy my, czyli rodzice Neli? No, nie próżnowaliśmy, tylko ładowaliśmy na pobliskiej siłowni na świeżym powietrzu.

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Polska - Zwojtek król maskotek

W repertuarze naszych odwiedzin nie mogło też zabraknąć Zwojtka, o którego pełnym atrakcji bycie czytamy od 1.5 roku na jego własnym blogu.

Tata Wojtka obdarowany przez latorośl maskotkami.

Wojtek nie był zachwycony, że Nela tak się panoszy wśród jego zabawek i zupełnie nie pyta o pozwolenie. Co już namówiliśmy ją, żeby oddała mu któregoś z ukochanych misiów, znajdowała sobie następnego i negocjacje zaczynały się na nowo.

Dopiero pod koniec wieczoru jakoś udało im się pogodzić i pobawić razem. Nela założyła na głowę kask z kubełka i oświadczyła, że idzie szukać motorka (fascynacja motorami została jej jeszcze po Turcji). Zachowywała się też jak typowy wzorowy uczeń z pierwszej ławki i co mama Wojtka zadawała mu jakieś podchwytliwe pytanie w rodzaju "a gdzie masz nos", Nela natychmiast ubiegała go w podaniu odpowiedzi.

Towarzyszyła też Wojtkowi przy wieczornej kąpieli.

Książeczka o krówce Mu mu jest hiciorem i ciągle jak nie czytamy to układamy puzzle :>. Dzięki!

niedziela, 26 grudnia 2010

Pola from Poland

"O Pola jest!" zawołała z zachwytem Nela gdy zobaczyła zdjęcia swojej idolki na ekranie komputera, "jeszcze pojedziemy do Poli" stwierdziła bardziej niż zapytała. No bo jak tu nie podziwiać Poli która jest 11 miesięcy starsza, nie ucieka przed Mikołajem, nie potrzebuje podpowiedzi przy deklamowaniu "Wpadła gruszka", umie sama narysować drzewo i już dawno pożegnała się z pieluchami? Dziewczyny naprawdę super się razem bawiły... w takich momentach jest nam najbardziej przykro, że nie możemy po prostu podjechać do Poli w przyszłym tygodniu...

Siostrzany koncert na 4 ręce.

Babcia-Ciocia Lidzia pokazała Neli skrzynię ze skarbami.

A Profesor Dziadek-Wujek Kuba, powiedział Neli kto jest kto.

I jak coś fajnego narysować, już nie pamiętam nawet co?

Całujemy!

sobota, 25 grudnia 2010

Polska - Pracowite Święta

Święta, powinno się odpoczywać, a my jak zwykle zaliczaliśmy podczas naszego kilkudniowego pobytu w Polsce po kilka wizyt dziennie. Stęskniliśmy się za tyloma osobami, że szkoda nam było nie wykorzystać czasu w 100%. Neli musiały wystarczyć drzemki w samochodzie lub wózku, a do domu wracaliśmy często późno wieczorem.

W pierwszy dzień Świąt odwiedziliśmy:
Prababcię Stasię, która też bardzo się za Nelą stęskniła. Nie widziałam jeszcze żeby Nela pochłonęła taką ilość klopsików z ziemniaczkami jak właśnie u Prababci ;>.

Weronikę, Jareckiego, Igę i 2.5 miesięcznego Miłosza, który jest niemowlakiem absolutnie wymarzonym i przejawia stoicki spokój w stosunku do świata. Je, cieszy się i śpi. Chyba w ogóle nie ma genu płaczu.

Igunia w całej swojej słodyczności. Ma niecałe 5 lat a mówi świetnie po polsku i po angielsku, ślicznie liczy po francusku, a za kilka miesięcy zadziwi nas pewnie znajomością szwedzkiego, bo właśnie się przeprowadza do Sztokholmu. Uroki bycia córką dwojga pracowników naukowych.

Mnóstwo radochy dostarczyła i dużym i małym zabawa pociągiem Lego na baterie. Pociąg jeździł w kółko po swoim torze, a my stawialiśmy na nim garnki czy plastikowe jajko sadzone, które oczywiście zaraz spadały, czemu wtórowaliśmy głośnym "baaaam". Iga i Nela zaśmiewały się do rozpuku a my wraz z nimi.

Pozdrawiamy!

piątek, 24 grudnia 2010

Polska - Wigilia

A raczej dwie wigilie, jedna na Chomiczówce, druga w Łomiankach.

Nela uwielbia swoją ciocię Agatę. W ciągu kilku minut zadomowiła się u "Agatki" (jak ją nazywa) w pokoju, a nie widziała jej przecież od sierpniowego wyjazdu do Armenii, i oznajmiła nam "mama, tata papa" zamykając drzwi. No to nam się często nie zdarza!

Po pysznej kolacji wigilijnej przyszła pora na prezenty. Pod choinką Nela znalazła w tym roku koszulkę z napisem "buczek mruczek" ;>! Z misiami-puzzlami też nie rozstawała się przez resztę pobytu, a i inne odwiedzające ją w Piasecznie dzieci były nimi zachwycone. Ja przeczytałam już jedną z podarowanych książek, a oboje z Grzesiem nie możemy się doczekać okazji do zaszpanowania na polu namiotowym naszymi błyszczącymi super menażkami. Oby do wiosny. Jeszcze raz dzięki Chmiczówkowemu Mikołajomi za wigilię, łuski na szczęście i piękne upominki.

Pomiędzy Chomiczówką a Łomiankami Nela ucięła sobie drzemeczkę i długo nie mogła dojść do siebie po przebudzeniu. Pierwszą część wieczoru spędziła u mamy lub taty na rękach i jak tylko staraliśmy się postawić ją na ziemi podkurczała po swojemu nogi i protestowała "Nela nie chce lądować". Nie miała też ochoty na żadne tradycyjne wigilijne smakołyki typu śledzie czy barszczyk, a jedynym co raczyła skonsumować były legendarne pierniczki Babci-Cioci Lidzi. Ale jak już się rozkręciła, szalała do późnej nocy razem z Polą i Antkiem i wcale nie chciała wychodzić.

W wigilię nie może zabraknąć kolęd, tym razem akompaniował nam na gitarze Maciek. Nela od tego czasu ciągle chce żeby jej śpiewać "o kolędach", a jak zaśpiewa jej się nie tą kolędę, którą ma akurat na myśli, awanturuje się. Książeczkę o Bożym Narodzeniu czytamy nadal co wieczór i jestem bliska schowania jej gdzieś na dno szafy!

Nie wiem jak Nela poradzi sobie teraz z tyloma miesiącami kiedy nie dostaje bez przerwy prezentów. W wigilię wszystkie dzieci wypatrują oczywiście Świętego Mikołaja, my z Ewą i Michałem, nadal lubimy sobie powspominać jak to lata temu czekaliśmy na pierwszą gwiazdkę. Kiedy byliśmy mali, Dziadek Lech tak jak w tym roku Dziadek-Wujek Kuba, przebrał się za Mikołaja i kazał mi oddać smoczek. Michał, jako bystry 4 latek, przypatrywał mu się podejrzliwie po czym powiedział swojej mamie "A ten Mikołaj ma taki sam zegarek jak wujek Leszek". Nela była Mikołajem absolutnie przerażona. Dopiero pod koniec procedury rozdawania prezentów (a musicie wiedzieć że łatwo nie było, trzeba było deklamować wierszyki, liczyć całki lub dać buziaka), dała się Mikołajowi pogłaskać. Opowiadała o tym przez kolejne kilka dni "Nela bała się. Mikołaj pogłaskał Nelę po głowie"

sobota, 18 grudnia 2010

Nomad w zaspie

Jakoś ci nasi znajomi wcale nie chcą siedzieć w Polsce na swoim podwórkowym trzepaku, tylko się po świecie rozjeżdżają. Jedni w Indiach, drudzy w Zurychu a bohaterka naszego dzisiejszego posta - Ania, jest nawet większym nomadem od nas samych, bo od skończenia studiów przerobiła Szwajcarię, USA i Meksyk, z czego ten ostatni przypadł jej najbardziej do gustu. Tak więc ze słonecznej ojczyzny Majów przyleciała bez kwarantanny do zasypanego śniegiem Londynu. Kiedy po długich nocnych pogaduchach obudziliśmy się sobotę rano, już tylko chwilę poudawaliśmy że może do jakiegoś muzeum byśmy się wybrali, a potem przy kolejnych herbatach, w ciepełku podwójnych skarpetek patrzyliśmy jak z nieba lecą ogromniaste płatki śniegu. I wszystko byłoby pięknie i bajkowo gdyby nie to, że Ania nie mogła się z tego Londynu wydostać przez kolejne 2 dni i biegała w stresie z walizami od lotniska do dworca i z powrotem! Tym bardziej dziękujemy za poświęcenie i odwiedziny!

Nela dostała od Ani zieloną meksykańską spódniczkę, oraz koszulkę, które natychmiast chciała przymierzać. Niestety głowa co poniektórych istot okazała się za duża i koszulką obdarowany został miś. Jakby tego było mało, Nela dostała jeszcze lalę z warkoczykami a rodzice ma się rozumieć kielonki do tequili. Dziękujemy! Nela w sobotę rano bardzo te wszystkie wieczorne prezenty przeżywała i opowiadała.

Nasza sobotnia zimowa ulica.

Najprawdziwsza bałwanica z nosem z marchewki i kolczykami z czerwonych jagódek, którą wspólnie ulepiliśmy.

Biedne bratki...

Zachwycona śniegiem Nelka.

Na dworze za długo wytrzymać się nie dało, więc realizowała się też artystycznie malując pudełko chusteczek do nosa, w które uzbrojona przyjechała zakatarzona Ania.

niedziela, 5 grudnia 2010

Mikołajki Spring Chickens

W Londynie zrobiło się naprawdę świątecznie. Regent i Oxford Street udekorowane są migającymi światełkami, puchówki wyjęte z szafy, śnieg zalega, chodniki śliskie a krzykiem mody jest ostatnio zostać zasypanym w domu i "nie dojechać". Koniecznie trzeba wtedy wysłać do współpracowników lub na Facebooka zdjęcia przykrytego śniegiem samochodu, lub wywieszki "train cancelled", żeby na pewno nie pomyśleli, że człowiek się miga od roboty albo socjalizowania. Nas na szczęście w ten weekend nie zasypało, bo miała miejsce doroczna impreza świąteczna naszej grupy Spring Chickens. W sumie do baru gdzie się odbywała mamy tylko 25 min spacerkiem, ale zawsze moglibyśmy utknąć gdzieś w zaspie. Nela już od jakiegoś czasu przeżywała, że "Mikołaj przyniesie Neli prezencik" więc ucieszyła, że nie musi dłużej czekać.

Kenny był Mikołajem, a jego synek Jasper pomocnikiem.

Czekamy na wszystkie prezenty.

Nelka nasłuchała się i naczytała, że Mikołaj ma siwą brodę i czerwone wdzianko, z niedowierzaniem więc patrzyła na Kenny'ego, który wręczył jej paczkę.

A w paczce znalazła... migającą szczotkę do zębów ;)

...i

Imprezowicze.

środa, 1 grudnia 2010

Przytulania nigdy dość

Odkąd Nela odkryła przytulanie na żądanie, ciągle upomina się o więcej, oczywiście ku naszej radości bo uwielbiamy słyszeć to jej słodkie "tulić tulić". Przytula się do nas, cieszy ją jak przytulamy się do siebie, tuli lale, misie i plastikowe ludki lego. Przytula się jak się cieszy, żeby pokazać że nas kocha, jak się uderzy, upadnie czy kiedy się boi. Jeżeli któreś z nas jest smutne (a wyczuwa to bezbłędnie), przychodzi, wspina się na kolana i oplata te swoje cudne, małe rączki dookoła szyi. Ma tak dużą potrzebę kontaktu fizycznego, że rozciąga mi dekolty w koszulkach żeby przytulić choć buzię do kawałka gołego ciała. Najchętniej chodziłaby zupełnie nago co komentuje z uciechą "Nela golaskiem jest", a i nas widziałaby w klubie nudystów. O samotnej kąpieli bez histerycznego płaczu nie ma ostatnio mowy. Jak tylko przychodzi pora mycia, ciągnie mnie albo Grzesia ze sobą do łazienki żebyśmy się razem z nią wykąpali. Kilka wieczorów temu skończyliśmy w wannie wszyscy we trójkę ;>.

Nelka już całkiem sprawnie myje współ-kąpiącym plecy, uszy i szyję podśpiewując przy tym fasolkowy przebój.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...