Zaraz po powrocie z Armenii przyjechała do nas Babcia Ala, która choć mieszka daleko, odwiedza nas kiedy tylko może. Nie straszne jej wielogodzinne podróże samolotem, przesiadki w Kanadzie, podejrzliwi urzędnicy, 3 linie metra i ciężkie walizki. Ciężkie, bo zawsze jakieś prezenty dla nas wszystkich wiezie. A to klocki drewniane, a to koszulki, piżamy, kurteczki - słowem, święta Bożego Narodzenia trwają dla nas cały rok. Dziękujemy! A na miejscu też nie ma lekko, ciągamy ją po okolicy na długie spacery i serwujemy wycieczkę do zamku w Dover w taką pogodę, że nosa spod koca nie wyściubić. Ale co zrobić gdy już kilka dni wcześniej zatwierdzono plan, że mamy dokądś pojechać w składzie: my, Babcia Ala i Ania? Trzeba było zrealizować mimo przeciwności losu.
Zgodnie stwierdziliśmy, że zwiedzanie średniowiecznego zamku w zacinającym deszczu i mgle ma swój urok.
Zamek Dover jest może szary na zewnątrz, ale za to bajecznie kolorowy w środku!
Nelka wszystko chciała zwiedzać "siama". Zamiast siedzieć w "hopie", dzielnie biegała ciemnymi korytarzami i mistrzowsko pokonywała nierówności terenu.
Oprócz średniowiecznych fortyfikacji zwiedziliśmy też sekretne tunele z czasów II wojny światowej ale z racji tajności nie możemy pokazać żadnych zdjęć.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz