Wakacje, wakacje i po wakacjach. Jak zwykle za krótko, za szybko, za mało.
Na dobry początek kolory Armenii:
Czerwień soczystych słodkich pomidorów i arbuzów, których zjedliśmy jakieś kilogramy.
Złoto dojrzałego zboża i uzębienia tubylców.
Błękit nieba, które tylko jednego dnia przesłoniły chmurki.
Zieleń gęstwiny leśnej, przez którą przedzieraliśmy się na północy.
Mrok nastrojowych starych klasztorów.
Biel sukien ślubnych a la Królewna Śnieżka i najdłuższego Hummer świata.
Oraz słoneczny blask na małej buzi.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz