W weekend wybraliśmy się we czwórkę do tytułowego Epping Forest, gdzie kiedyś razem ze znajomymi australijczykami poznanymi w Jordanii zbierałam grzyby. A konkretnie udało nam się znaleźć dokładnie jedną... purchawkę... ale przynajmniej wesoło było. Tym razem na grzyby jeszcze było za wcześnie, a jagód tu u nas nie przewidzieli więc przyszło nam podziwiać leśną gęstwinę jednynie wizualnie. W tle zamiast majestatycznego szumu starych drzew szumiała nam też droga, którą jakiś ćwierć inteligent przeprowadził dokładnie środkiem lasu.
Bańki są dobre o każdej porze.
Na szlaku.

Leżakowanie...
A po spacerze zatrzymaliśmy się w pubie, który miał też świetny plac zabaw dla dziatwy.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz