niedziela, 27 września 2009

Jazzmanka

Bedac w stanach, ojczyznie jazzu, wstydem byloby nie wybrac sie na doroczny feztiwal jazzowy w Indianapolis "Indyjazz fest". Oprocz jam sessions w mrocznych zadymionych klubach, gdzie malych dziewczynek raczej nie wpuszczaja, na szczescie odbywaja sie tez koncerty na wolnym powietrzu. Wielopokoleniowa widownia slucha muzyki rozlozona na lezaczkach i obwieszona blyszczacymi koralikami, popija piwko i zagryza indyjskim curry (niektorzy poprzestaja na mleczku) machajac nogami do taktu.

Widownia.
The audience.


Idziemy na rekonesans pod sama scene z wielkimi glosnikami.
We're moving closer to the stage to have a look at the musicians.



Nela tez sobie podspiewywala i machala konczynami.
Nela was singing too.


Podczas przerw dziadek nucil Neli pioseneczki wlasnego autorstwa i zabawial.
While the jazzmen took a break, Grandpa entertained Nela.


Wieczorem, pomimo dochodzacej z glosnikow muzyki, uciela sobie drzemke w chuscie.
In the evening, Nela took a nap in her sling despite loud music.


sobota, 26 września 2009

Goscie z Columbus

Dlugo nic nie pisalysmy, ale to nie z lenistwa ani z braku wydarzen, a przez Bill'a Gates'a i reglamentacje internetu. SO Windows Vista wyprodukowany przez Bill'a jest tak wolny i upiedliwy w uzyciu, ze zanim sie odpali, zanim mama sciagnie zdjecia... to juz Nelusia budzi sie z drzemki i nici z pisania! A dodatkowo, mimo ze jestesmy w ameryce, o dostep do sieci jest tu tak tudno jak o papier toaletowy w PRLu, a wszystko za sprawa wujka Jarka, ktory najchetniej caly dzien i noc siedzialby przed monitorem. Tak wiec widzicie ze nie jest tu tak rozowo jak pokazuja w filmach hollywoodzkich.

W sobote odwiedzila nas ciocia Ewa i wujek Tim prosto z sasiedniego stanu Ohio gdzie kiedys mieszkalismy. Ewe poznalismy na kortach tenisowych strasznie dawno temu, bo jeszcze w poprzednim stuleciu. Juz nie pamietam szczegolow ale ktos z nas zaczal cos komentowac po polsku i okazalo sie ze na korcie obok graja rodacy. I tak juz sie nasze rodziny przyjaznia od meczu tenisowego. Na przyjazd cioci Nelusia wystroila sie w swoja wyjsciowa rozowa sukienke i byla bardzo zadowolona ze ma gosci, pewnie wiedziala ze cos ladnego dostanie (jak zwykle gdy ktos ja odwiedza :)).

O tak slicznie wygladala!
Nela put on her special pink dress.


A jak sie przegladala to bardzo sie ucieszyla ze bobasek z lustra tez przyjechal z nami do ameryki!
She's very happy that the baby from our mirror also came to america with us.


Nela testuje czy jej nowa lala jest do jedzenia.
Nela is testing if he new doll can be eaten.


Przy stole jest fajnie, mozna sobie posciagac podkladki, serwetki i talerze i patrzec jak dorosli rzucaja sie na ratunek.
Sitting by the table is really fun, one can pull on napkins and plates and watch the adults jump to the rescue.


A jak juz sie znudzi destrukcja zastawy stolowej to zawsze mozna sobie poskakac!
And when napkin pulling gets boring, one can always jump a bit!

piątek, 18 września 2009

Poznajemy okolice

Jestesmy w Indianie juz 2 dni, nie liczac podrozy. Powoli przestawiamy sie na tutejszy czas (+5godz), Nela nadal czesciej niz w normalnie budzi sie w nocy na jedzenie i brykanie, ale jakos dajemy rade. Przy pomocy roznych srodkow transportu zwiedzamy okolice domu dziadka i babci, bylysmy na przejazdzce samochodem (Nela za duzo nie widziala, bo zaraz poszla spac) i spacerze w wozku (wszyscy sie nim zachwycaja?!) i w chuscie (mowia nam ze mamy ladny "szalik"), a mama przeplynela sie nawet kajaczkiem babci i wszystko Neli opowiedziala. Ogladalysmy razem mnostwo slicznych ptakow, koliberka wielkosci duzego owada, zurawia, czaple i czerwonego robina. Co za sielanka...

W Londynie nie mamy telewizora - Nela jest bardzo zainteresowana ruchomym obrazem....i to jakich rozmiarow!!! W USA oglada sporo pilki noznej ;>.
We don't have a TV in London - Nela is really amazed by the moving pictures... and look at the size! She's been watching a fair bit of footbal here.



Nela zostala z Babcia Ala na kocyku, a mama chyc na kajaczek!
Nela stayed with Grandma Ala in the garden while mummy went kayaking!



W ogrodzie z Babcia.
In the garden with Grandma.


Jamnik Fabio dal Neli buziaka w nosek.
Fabio gave Nela a kiss on the nose.


Zwykle w piatki spotykamy sie ze Spring Chickens na muzyke, ale tym razem Nela musiala spiewac sama.
We normally meet with our Spring Chickens group for music and singing, but this time Nela had to sing on her own.


środa, 16 września 2009

16 godzin podrozy z usmiechem

Pobudka: 6 am
Sniadanie i pakowanie: 30 min
Dojazd do Heathrow: 1.5 h
Na lotnisku: 2h
Lot Londyn-Chicago: 8h
Na lotnisku: 1h
Dojazd do Indianapolis: 4h

Roznica czasu: 5 godzin

... i Nela przetrwala to wszytsko na 5+!!!

Na lotnisku Heathrow pozegnalysmy sie z tata na 6 tygodni i wyruszylysmy na podboj Ameryki. Obsluga lotniska traktowala nas bardzo serdecznie i przepuszczala bez kolejki. Nela miala tez okazje zaprzyjaznic sie ze straznikami podczas gdy mama wrzucala do maszyny przeswietlajacej caly nasz dobytek, wlacznie z fotelikiem samochodowym i wozkiem. Musialam tez sprobowac wody, ktora mialam dla Neli w butelce, bo to przeciez moze byc plynna bomba... ale nastrojone bylysmy w sumie bardzo pozytywnie. Przed wejsciem do samolotu odpielysmy fotelik i oddalysmy wozek milemu pan, ktory obiecal zwrocic go nam po drugiej stronie Oceanu. I juz z Nela w foteliku i plecakiem na plecach udalysmy sie na poszukiwanie naszych miejsc. Jak juz dotarabanilysmy sie do numeru 36 to nasze wspolpasazerki 'stara baba' i 'damulka' podniosly straszny lament i prawie zalaly sie lzami, ze beda musialy siedziec obok bobasa. "Moja mama ma 85 lat i nienawidzi niemowlakow" oznajmila mi na powitanie 'damulka' a ja juz mialam na koncu jezyka "Moja corka ma 5.5 miesiaca i nienawidzi starych zgorzknialych bab"... ale jakos sie powstrzymalam majac na uwadze fakt, ze bedziemy na siebie skazane przez najblizsze 8 godzin. Na szczescie po drugiej stronie korytarza siedzialo urocze malzenstwo anglikow z Florydy, z ktorymi mozna bylo sie pobawic i pogadac. Nela postawila sobie za punkt honoru udowodnienie, ze male dziewczynki w samolocie to nie taki straszny koniec swiata i zachowywala sie absolutnie wzorowo. Podczas ladowania inne dzieci plakaly a ona usmiechala sie do siedzacej naprzeciwko stewardesy. Jak juz zaparkowalismy to 'damulka' oznajmila ze zdziwieniem "w sumie nie bylo tak zle, ani razu nie plakala", na co odpowiedzialam "to chyba naleza jej sie przeprosiny?"

Nela miala swoje wlasne miejsce! Obok 'damulka' i 'stara baba' z zacietymi minami.
Nela had her own place! Right next to her sat the 'old woman' and 'uptight lady' who greeted us with "oh no, not a baby!" and "my mother is 85 and she hates babies". Despite aweful company, Nela behaved so well even I was surprised!


Bawilysmy sie bardzo fajna szeleszczaca ksiazeczka i koleczkami.
We played with her new touch and feel book.


p.s. nastepne 6 tyg piszemy bez poliskich znakow, wrazliwych przepraszamy

poniedziałek, 14 września 2009

Kaszka igraszka

Nela tak nam wyciąga jedzenie z talerzy i cieszy się na każde lekarstwo (nie to że ją głodzimy, bo mleczarnia działa na najwyższych obrotach), że postanowiliśmy już regularnie dawać jej 'prawdziwe' jedzenie. Jak wiecie próbowała troszeczkę ziemniaczka, banana, marchewki i ogórka, ale na razie były to ilości raczej symboliczne. Dziś po raz pierwszy dostała pełnoziarnistą, organiczną kaszkę ryżową (i to dwa razy - na lunch i na kolację), która tak jej smakowała, że polały się łzy jak już było widać dno w miseczce.

A następny post wyślemy już z drugiej strony Oceanu Atlantyckiego!

Kaszka bardzo Neli smakuje!
Nela really likes her baby rice!


I chce ją jeść sama.
And wants to eat it by herself.

niedziela, 13 września 2009

Ciocia co lubi wiercić i podróżnicy

Nelusia ledwo co ochłonęła po urlopie w Walii i 6-cio godzinnej podróży samochodem (dostała 4 gwiazdki na 5 za zachowanie!) a już w niedzielę znowu przyjmowała gości. Na dzień dobry czekała ją niespodzianka, bo gdy wstała rano to w swoim pokoiku (na razie śpi u nas ale w przyszłości się do niego rpzeprowadzi) zastała tymczasową lokatorkę - ciocię Anię. Nela pierwszy raz poznała ciocię jak miała 7 dni i pewnie jej nie pamiętała, ale jak już wpadła cioci w ramiona to została aż do porannej drzemeczki. Mimo sympatycznego wyglądu i wesołego usposobienia, z ciocią Anią trzeba uważać bo lubi np. wiercić w kościach i dziurawić wnętrzności. Bardzo barwnie o tym wszystkim opowiada, szczególnie przy stole i aż ręka świerzbi żeby chwycić za wiertełko.

Nela z ciocią Ania.
Nela and aunty Ania.


A na lunch przyszli do nas Shane i Sarah, którzy za 2 tygodnie wybierają się na stałe do Szwajcarii zahaczając po drodze o Chiny, Indie i Nepal. Smutno nam, że porzucają Londyn i nasze towarzystwo, ale oczywiście już planujemy odwiedziny w kraju punktualnych zegarków i dziurawego sera. Ale fajnie tak zaczynać wszystko od nowa! Nas już też zaczyna gdzieś gnać, ale chwilowo wyjeżdżamy głównie w weekendy.

Nela na razie urzęduje na stole.
Nela is temporarily sitting on the table in her bumbo seat.


I razem z nami je swój lunch. Slodki ziemniaczek niestety nie smakuje...
And has her lunch with us, unfortunatelly sweet potatos are not on her favourites list...


Z Shane'm i Sarah podróżowaliśmy, wspinaliśmy się i jeździlismy na nartach, będzie nam ich brakowało, ale cieszymy się na metę w Szwajcarii.
We travelled, climbed and skiied with Shane and Sarah and will miss them loads. But we're looking forward to having a place to stay in Switzerland!


Nela sprawdza czy Shane ma już szwajcarki zegarek.
Nela is checking if Shane's watch is of famous, swiss quality.

sobota, 12 września 2009

Walia, czyli 4 pory roku w tydzień

Spędziliśmy w Cymru (czyli Walii po walijsku) jedynie tydzień a doświadczyliśmy aż 4 pór roku, tak zmienna jest tam pogoda. Przywitała nas temperatura raczej zimowa (Nela przywdziała 'napoleońską' czapeczkę) a my wyciągnęliśmy z plecaków swoje polary, windstoppery i wełniane rękawiczki. Potem chwilowo nastała słoneczna wiosna gdy wspinaliśmy się po wulkanicznych głazach nad morzem, dając nadzieję na poprawę aury. Niestety zamiast lata przyszła jesień i zamek Caernarfon zwiedzaliśmy smagani wiatrem i w mżawce. Jak już od tej zimnicy nabawiliśmy się kataru i siorbaliśmy herbatę z cytryną (lub grzańca) przed kominkiem, to oczywiście wyszło letnie słoneczko i przygrzewało nam do końca urlopu.

Ostatniego dnia tradycyjnie nie udało się powspinać mimo szczerych chęci, bo najpierw nie mogliśmy znaleźć w całej dolinie Llanberis miejsca parkingowego (że też ci brytole nie moga w domu siedzieć w weekendy). A potem już w połowie drogi do innego rejonu wycofaliśmy się po dokładnym przeczytaniu opisu w przewodniku "zejdź stromym zboczem, a następnie harrison ford'uj się na druga stronę rzeki" (Grześ wcześniej przeczytał, ale pomyślał że jakoś damy radę...)

Walia jest krajem dwujęzycznym i wszystkie znaki i ogłoszenia mają angielską i walijską wersję (ta ostatnia jest prawie zawsze dużo dłuższa). Pewnego dnia, idąc do sklepu zastanawialiśmy się czy to jedynie silenie się na odrębność, czy ten język jest rzeczywiście żywy. Odpowiedzi na to pytanie nie szukaliśmy długo, bo już niebawem z zaciekawieniem przysłuchiwaliśmy się pogawędce klientów i kasjerek w mowie krasnoludów i nawet sami nauczyliśmy się mówić "dziękuję" czyli "diolch". "Diolch Cymru!"

Nasz dobytek wyjazdowy. Początkowo, pogoda była raczej zimowa.


Nela pomagała tacie wybrać rejon wspinaczkowy w przewodniku.


Jeśli bouldery były blisko parkingu to Nelka podróżowała w swoim foteliku samochodowym.


Miny ma po mamie ;>.


Wiosenne wspinanie na wulkaniczne głazy na wybrzeżu. Nela bardzo zaprzyjaźniła się z Ciocią Agatą, która naprawde fantastycznie się nią opiekowała.


Ciocia pokazała jej nawet kilka przechwytów na pobliskim głazie.


... i Nela była całkiem zainteresowana.


Nawet tacie zrobiło się tak ciepło, że zrzucił koszulkę!


Ulubioną zabawą Neli jest ostatnio marszczenie nosa i fukanie.


Zamiast lata przyszła jesień więc ze wspinania nici. Zwiedziliśmy więc Zamek Caernarfon, który zbudował w 13. wieku król Anglii Edward I.


Nela niestety zbyt dużo nie widziała, bo już przy drugiej wieży zasnęła. A że było ich chyba z siedem i to całkiem wysokich, to przez kolejne kilka dni bardziej bolały nas łydki niż bicepsy.


Katar (pamiątkę po zamku, choć Grześ upiera się że zaraziłyśmy się od niego) leczyliśmy przed kominkiem popijając grzane winko.


Słoneczna pogoda utrzymywała się do końca wyjazdu, choć oczywiście chłodne powiewy wiatru nie dawały zapomnieć, że jesteśmy w górach. Agata, mimo przeziębienia prezentowała całkiem niezłą formę i zaliczała jeden boulder za drugim.


Mama Neli też pociągała nosem, ale V1/2 udało się zrobić!


Tata, oprócz wspinania, ćwiczył mięśnie bujając naszą Królewnę w foteliku ... (kto by zasypiał w foteliku samochodowym który się nie rusza?)


... a mama usypiała ją przy dźwiękach prawdziwego wodospadu!


... albo zasypiała przy jedzeniu i kontynuowała na trawce.


No i oczywiście w chuście u tatki podczas wycieczki pod Snowdon (weszliśmy 'Szlakiem Górników' do górskiego jeziorka z pięknym widokiem)


piątek, 4 września 2009

Ciocia Agata

Przyleciała do nas dziś z Polski ciocia Agata, czyli siostra Nelkowego Taty. W swoim przepastnym plecaku przywiozła dla Neli w prezencie śliczne książeczki, płytę z piosenkami i przytulaśnego hipopotama! Za to dla Taty coś dużo mniej przyjemnego - serię zastrzyków na lepszą odporność w sezione jesiennych przeziębień. Auuu.

Wieczorem do gości Neli dołączyły jeszcze Emma i Cara, które załatwiały coś w pobliskim Decathlonie. Ale tym razem spotkanie naszych dziewczynek skończyło się łzami, bo obie są raczej bezpośrednie i ciekawe świata (jak i jego mieszkańców), który poznają swoimi chwytnymi rączkami.

A już jutro wczesnym rankiem (tzn. kiedy wstanie nasz mały budzik) jedziemy we czwórkę do Walii powspinać się, odpocząć, pospacerować i zwiedzić kilka zamków.

Nela z ciocią Agatą która przyjechała do nas na 10 dni. Dlaczego wszystkie dzieci lubią klawiatury? Grześ nawet znalazł specjalny program do zabawy z komputerem dla maluchów Baby Smash!
Nela and her aunty Agata, who is staying with us. Why do all children like keyboards? We might have to install Baby Smash!


Nela bardzo się cieszy jak Tata wraca z pracy i mogą się razem pobawić.
Nela is very happy when Daddy gets home from work and they can play together.


Mała Cara jest znana z tego, że śpi mniej niż dorośli, co jest prawdziwym wyzwaniem dla jej rodziców.
Little Cara is known for the fact that she needs less sleep than many adults which is a real challenge for her parents.


Cara była bardzo zainteresowana śliniaczkiem Neli i zaczęła go szarpać, Nela w odwecie wyciągnęła rączki w kierunku włosów Cary i wszystko skończyło się płaczem.
Cara grabbed Nela's bib, Nela grabbed Cara's hair and it all ended with tears.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...