wtorek, 27 października 2009

Chicago pod znakiem cieknącego nosa

Po drodze do Londynu zahaczyłyśmy o Chicago, gdzie mieszkają moje dwie przyjaciółki jeszcze z czasów liceum w Ohio. Zatrzymałyśmy się u jednej z nich, Andrei, która jest artystką, ma 2 koty, psa, berbecia w brzuchu i tego samego męża od kilku lat. Już po kilku chwilach pobytu u Andrei uswiadomiłam sobie, że Nela ma najwyraźniej uczulenie na koty/psy... bo pociekło jej z nosa, oczy zrobiły się czerwone jak na ciężkim kacu a mała rączka bez przerwy tarła nos :(. W sumie to nie byłam jakoś bardzo zdziwiona zważywszy, że Grześ jest notowanym alergikiem. Niemniej, serce mi sie krajało jak widziałam i słyszałam jak Nela się męczy... więc starałyśmy się spędzać w mieszkaniu jak najmniej czasu, a w nocy spać przy szeroko otwartym oknie.

Pierwszego dnia zwiedziłyśmy okolicę Andrei, w parku rzucałyśmy pieskowi piłkę (nie wiem komu sie najbardziej podobało, mamie która rzucała, Neli która patrzyła i się rechotała, czy pieskowi który aportował), zjadłyśmy lunch w austriackiej restauracji i małże na obiad. Niestety w Chicago jest o godzinę później inż w Indianie, więc Nelka, która choć lubi "bywać" to nie uznaje zmian w swoim dziennym trybie, zarządziła przedwczesną ewakuację z restauracji. A do tego okazała się okropną rasistką... i najbardziej płakała jak pocieszał ją ciemnoskóry kelner.

Drugiego dnia wybrałyśmy się do centrum, żeby obejrzeć kolekcję Muzeum Instytutu Sztuki. W kolejce Nela zaliczyła swoją poranną drzemkę, a potem świeżutka i wyspana podziwiała razem z nami różniaste obrazy. W drodze powrotnej zaprzyjaźniła się chyba z połową ludzi w wagonie, bo akurat miała ochotę pośpiewać i wszystkim bardzo się podobało.

Czerwone kanapy w Muzeum Instytutu Sztuki w Chicago przydały się na odpoczynek, zabewę i mały lunch. Po wystawach oprowadzała nas Andrea - absolwentka tej szacownej instytucji.


Pomiędzy drapaczami chmur w samym centrum Chicago (niedaleko Muzeum) rozciąga się uroczy Park Millennium


... w którym można pospacerować, jak również obejrzeć ciekawe eksponaty



... i przejrzeć się w krzywym zwierciadle...


...czyli rzeźbie z błyszczącego metalu o poetyckiej nazwie "Cloud Gate", a prawdę mówiąc kształtem przypominającej gigantyczne ziarno fasoli.


Wujek Adam bujał Nelkę na podręcznej huśtawce, a pies Buddy bacznie się przyglądał. Jak widać po minach, wszyscy bardzo dobrze się bawili.


Podkowa na szczęście ... czy małe różki...?


Nela rzadko rozstaje się ze swoją żyrafką.

A kuku!

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...