sobota, 23 grudnia 2017

Chile - San Pedro de Atacama


Z Cajon del Maipo wyruszyliśmy o świcie, żeby po całym dniu podróży wszelakimi środkami transportu (autobusy, metro, samolot) późnym popołudniem znaleźć się na Marsie. Bo mniej więcej takie pierwsze wrażenie zrobiła na nas pustynia Atacama, gdzie roczna średnia opadów jest najniższa na świecie a wiele obszarów nie odnotowało żadnych opadów od wielu lat. Solidny deszcz zdarza się raz na kilka lat, a wtedy pustynia rozkwita - to musi być widok! Ale w grudniu 2017 patrząc z okien samolotu nie byliśmy w stanie dostrzec żadnego innego koloru niż jakiś odcień beżu, w zasięgu wzroku nie było żadnego skupiska roślin z wyjątkiem kilku nędznych krzaczków przy lotnisku. Nawet pięcio i sześciotysięczniki nie mają tu pokrywy śnieżnej – są tak samo łyse jak leżąca u ich stóp pustynia. Wypożyczywszy zabookowany przez internet samochód na lotnisku w Calamie (zwykły Renault, bo 4x4 kosztują tu jakiś majątek) ruszyliśmy szosą przez pustkowie do naszej następnej bazy – San Pedro de Atacama.



Miasteczko San Pedro - jest woda, jest życie! A na horyzoncie, cała masa wulkanów, z których niektóre mają 6 tys m, widzieliśmy nawet jeden dymiący. Samo San Pedro jest położone na wysokości 2408 m n.p.m, ale po zaprawie w Cajon del Maipo nie mieliśmy większych problemów. Za to trzeba bardzo pilnować smarowania kremem i noszenia czapek, bo słońce jest tu wyjątkowo silne - Nela swoją niechęć do pokrywania paszczy mazidłem przypłaciła bąblami... a my wyrzutami sumienia.

 


Miasteczko jest bazą wypadową dla całej masy lokalnych atrakcji, do których można dostać się własnym transportem (drogi są dobre), lub wykupić wycieczkę w jednej z dziesiątek lokalnych agencji. Ceny wycieczek w agencjach były raczej z serii absurdalnych (grudzień-luty to sezon), więc wypożyczenie samochodu dla naszej piątki było najlepszą opcją. Poza tym, dawało nam swobodę i wolność, a i tak nie planowaliśmy tras, gdzie naprawdę potrzebny jest wariant 4x4.

 

 


Zabudowa prosta, bez zbędnych ozdobników i wygibasów, poza tym, kurzy się niemiłosiernie, bo większość ulic nie ma asfaltu. Domy i restauracje od strony ulicy mają jedynie mur bez okien, a życie toczy się wokół wewnętrznego dziedzińca.


Na głównym placu - kilka drzew i sympatyczne kafejki, gdzie można napić się kawy (rodzice) i zjeść lody (dziatwa).


W centrum miasteczka jest też zabytkowy kościół, którego strop zrobiony jest z drewna kaktusowego.



Skoro są święta to nie mogło zabraknąć sztucznej choinki ani przyjazdu rozdającego cukierki Mikołaja ciągniętego przez straż pożarną ;),


Dosłownie 3 km od San Pedro znajdują się ruiny Pukará de Quitor, osady zbudowanej przez mieszkańców Atacamy zanim obszar ten zajęli Inkowie a następnie Hiszpanie. Większość bezdzietnych turystów dociera tu wypożyczonym rowerem górskim, ale w tej temperaturze nie byliśmy w stanie zmusić się do zrezygnowania z wygodnego samochodu. Ze wzgórza z ruinami jest fajny widok na San Pedro i pas wulkanów - idealny wypad na pół dnia.




W San Pedro zostaliśmy 4 noce i mieliśmy niedosyt - w następnych postach opowiemy o tym co udało nam się zobaczyć.

1 komentarz :

  1. Kochani, uzywajcie tego ciepelka bo u nas obrzydliwie zimno.
    Na Kanarach fajnie. usciski mama

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...