Noworoczny wypad do Szwajcarii to jak dotąd nasz najbardziej "last minute" wyjazd. Grześ z Nelą wrócili w czwartek wieczorem z Polski, w piątek rano jeszcze mieliśmy spędzić Sylwestra na Londyńskich ulicach, w okolicy drugiego śniadania kupiliśmy bilety na samolot, po pracy na lotnisko, a Sylwestra spędziliśmy już w Zurychu! Całe szczęście, że nie odwołali nam lotu, bo nasza trójka stanowiła aż 18% wszystkich pasażerów.
A Szwajcaria? To ewenement na skalę światową! Wszelkie krążące na jej temat stereotypy są absolutnie prawdziwe. Samochody schludne, zaparkowane równiutko pod przepisowym kątem, pociągi jeżdżą punktualnie i tak cicho, że robi się nieswojo a za cenę makaronu z sosem pomidorowym można by wyżywić afrykańską rodzinę przez miesiąc. Makulaturę trzeba wystawiać w określone dni o ściśle określonej porze, równiutko powiązaną sznurkiem w paczki o przepisowych wymiarach, inaczej lokalni śmieciarze ani myślą jej pobierać. We własnym mieszkaniu broń boże nie wolno nic upuścić na podłogę, bo sąsiedzi zaraz nakablują spółdzielni, że uprawiamy stepowanie i pogarszamy im jakość życia.
Oprócz wizualnej poprawności, ma się też wrażenie, że istnieją nieznane niepisane zasady których się nie zna, ale jak tylko się je złamie, od razu jakiś życzliwy Szwajcar pośle nam upominające spojrzenie. W sumie niektórzy autochtoni patrzą karcąco na zapas, żeby się turysta nie rozbisurmanił. Mało się nie popłakaliśmy ze strachu kiedy Nela nakruszyła drożdżówką na podłogę w pociągu. W pocie czoła zbieraliśmy resztki podwieczorku mokrymi chusteczkami, byle tylko nie podpaść. Na szczęście Nela jest w stanie rozczulić nawet Szwajcarów i często wywoływała na ich twarzach serdeczny, szczery uśmiech.
A do tego jest tam tak ładnie, folderowo i broszurkowo, że człowiek zaczyna tęsknić za odbiciem kopcącej elektrociepłowni Żerań w falach Wisły.
Shane i Sarah, z którymi przyjaźniliśmy się w Londynie, od roku mieszkają w Zurychu. To właśnie u nich waletowaliśmy przez te 4 dni.
THANKS FOR PUTTING UP WITH US FOR 4 DAYS!!!
Sarah jest tak kochana, że upiekła ciasteczka literki dla Neli.
I pozwoliła bawić się swoim gigantycznym psem, z którym Nela się nie rozstawała. Kazała go sobie zawiązać w "chuście" z taty szalika i paradowała po całym mieszkaniu.
Zurych w pełnej krasie - zabytki, muzea, galerie, czyste jezioro w którym można się kąpać podczas przerwy lunchowej, poprzecinane trasami rowerowymi i pieszymi ośnieżone góry na weekendowy wypad za miasto.
W Zurychu jest też mnóstwo fontann. Popularne są takie właśnie przelewowe, z gęby stwora do dużej miski, potem do mniejszej i na końcu do ogólnego basenu.
I obowiązkowo zwieńczone rycerzem.
Zdarzają się też twory nowoczesne, na przykład w kształcie olbrzymiej kuli po której spływa woda.
Oprócz zamiłowania do fontann, Szwajcarzy lubią gorąca czekoladę... i my też!
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz