Kiedy Shane i Sarah poszli do pracy, my pojechaliśmy do znanej z urokliwości Lucerny. Po drodze nasz ultra cichy, schludny pociąg mijał z gracją położone w pobliżu Zurychu zagłębia bankowe i hedge-fundowe, jeziora, domki i ośnieżone góry. W Lucernie zawiało mrozem, założyliśmy więc dodatkowe warstwy i wyruszyliśmy na zwiedzanie zabytkowych mostów, murów miejskich, starówki, muzeum sztuki nowoczesnej i lokalnej jadłodajni. Nela jak zwykle nas nie zaskoczyła - zasnęła na totalnym mrozie w swoim hopie, a przy próbie postawienia jej w poczekalni muzeum - natychmiast się obudziła. W takich chwilach zawsze z pewną, nie ukrywam zazdrością, ale i łezką w oku, wspominamy Michałka, który śpi w warunkach wszelkich i nigdy nie budzi się gdy Bastek żywiołowo majta nim w hopie. Po powrocie do Zurychu okazało się, że Shane wytrzymał pracy całe 3 godziny i znów umawia się z innymi leserami na czwartkowe wspinanie w lodzie.
Zimowa Lucerna.
19-wieczny pomnik umierającego lwa wykuty w skale, podobno zachwycił Marka Twaina.
Zwiedzanie Szwajcarii w środku zimy jest sportem dość wymagającym sprzętowo - 3 warstwy spodni, cebulka polarów, grube rękawice, skarpetki od dziadka Stefana, kapturek i czapa chroniły szkrabiszona przed mrozem i wiatrem.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz