sobota, 13 listopada 2010

Turcja - Jak udało nam się nie wywołać skandalu międzynarodowego

Jeśli plakat zachęcający do odwiedzenia Turcji nie pokazuje hobbitowych kop Kapadocji, to na bank są na nim białe tarasy wypełnione turkusową wodą, ewentualnie z taplającymi się w nich pulchnymi trustami z wyrazem błogości na twarzach. Do Kapadocji było o kilka tysięcy kilometrów za daleko, ale do Pamukkale można było z naszej wybrzeżowej trasy zboczyć. W dobroczynną, uzdrawiającą moc ciepłych źródeł mineralnych wierzyli już starożytni Rzymianie. Więc na szczycie płaskowyżu skąd kamienną kaskadą spływają sławetne białe tarasy, zbudowali miasto-uzdrowisko, Hierapolis. Co prawda wielkość cmentarza świadczy o tym, że niestety nie na wszystkie przypadłości wodolecznictwo działało, ale przynajmniej ładne ruiny zostały. W Pamukkale czekała też na nas miła niespodzianka, bo w restauracji spotkaliśmy małżeństwo Holendrów, których poznaliśmy jeszcze w trakcie naszej kwietniowej wyprawy do Tunezji. Z tą tylko różnicą, że oni byli cały czas na tym samym wyjeździe!!! Takimi emerytami i my chcemy zostać. Może być nawet w przyszłym roku.

Plakatowe białe tarasy.

Przewodnik LP po Turcji grzmi "w Pamukkale można spotkać wielu rosyjskich turystów, którzy uważają za stosowne zwiedzanie tarasów i ruin Hieropolis w skąpym odzieniu kąpielowym". Znając urodę i wdzięki młodych Rosjanek panowie nie mogli się doczekać tych rewelacji. I rzeczywiście było dokładnie tak jak opisywał przewodnik. Cała grupa zrelaksowanych sąsiadów zza wschodniej granicy pławiła się spokojnie w tzw. "rowie", którym do fotogenicznych tarasów płynie mineralna woda (w nich niestety nie można się kąpać). Niektórzy byli wyposażeni w kąpielówki, inni bez skrępowania rozbierali się do zwyczajnych majtek i białych staników.

Z początku i my należeliśmy do grona pokazujących paluchami prześmiewców. Pierwsza wyłamała się Nelka jęcząc "kompu kompu!!!" Została więc rozebrana do pieluszki, "przecież to dziecko", i wstawiona do jednej z cieplejszych kałuż. Ale już po chwili i my zmienialiśmy pod ręcznikiem kostiumy i wskakiwaliśmy do koryta z pędzącą cieplutką wodą. Jak tylko się w niej zanurzyliśmy, natychmiast przestał nas obchodzić cały świat i zdziwione spojrzenia innych turystów. Rewelacja.

Uzdrowisko Hieropolis zbudowano tuż nad tarasami.

Niektóre zabytki "zalewa" biały trawertyn.

W rzymskiej Krynicy nie mogło zabraknąć amfiteatru na 12,000 widzów... "jesteśmy na wczasach..."

Loża dla VIPów.

Od nadmiaru rzymskości Nela zaczęła na Grzesia mówić "tatum", a na siebie "Nelum" więc już ten "mamum" wyszedł naturalnie. W sumie to tak nam się te modyfikacje spodobały, że nadal tak na nią i siebie mówimy.

W samym centrum Hieropolis jest autentyczny rzymski basen, w którym można się kąpać. Tu potrzebna jest dygresja, ale tylko dla osób dla mocnych nerwach. Ostrzegam! Otóż co-poniektórzy nie bez przyczyny patrzą w dół na kolejnym zdjęciu. A to dlatego, że... no właśnie. Tak się zrelaksowali w ciepłej wodzie (36 C), że co tu dużo mówić zrobili kupę. I to nie jakąś zwykłą... ale kupę stulecia. A do tego, dziadzia Lech który robił to zdjęcie musiał biedaczysko wyjmować rozładowaną baterię i pocierać o spodnie żeby cokolwiek z niej wykrzesać. Możecie sobie więc wyobrazić: rzymskie spa, siedzimy na zatopionej kolumnie sprzed 2000 lat ustawieni do zdjęcia, mnóstwo turystów dookoła a Nelka (w specjalnych pieluszko-kąpielówkach) mówi zadowolona "mama kupa", po drugiej stronie obiektywu dziadzia nerwowo pociera baterią, bo resztki słońca itp. Chcąc uniknąć międzynarodowego skandalu i ewakuacji przybytku przeszmuglowaliśmy zawiniętą ręcznikiem Nelkę wraz z zawartością do najbliższej łazienki. Delikwentkę wsadziłyśmy do jednego zlewu Nelkę, a w drugim prałyśmy opróżnioną pieluszkę a tu do łazienki wchodzi wycieczka wymuskanych Japonek. Koniec świata! Nelka jęczy że zimna "joda papa i kompu kompu jeszcze", babcia robi co może żeby odzyskać kąpielówki a tu Japonki patrzą na nas jak na kosmitów, kiwają głowami i krzywią się z lekka :).

Wieczorem poszliśmy do poleconej przez właściciela hotelu restauracji gdzie spotkaliśmy Walter'a i Doreen, małżeństwo Holendrów których poznaliśmy w Tunezji. Są na emeryturze i zamiast siedzieć w domu i rozwiązywać krzyżówki zwiedzają świat swoim camper-vanem. W przyszłym roku jadą do USA więc może odwiedzą dziadka i babcię. Na zdjeciu od razu widać kto spędza czas na podróżowaniu po ciepłych krajach a kto ślęczy za biurkiem.

Wnuczka właściciela restauracji bardzo się z Nelą zaprzyjaźniła. Pokazała jej swojego kanarka, ułożyła z klocków figurki Neli i siebie, śpiewała tureckie piosenki (a Nela tańczyła po swojemu z nogi na nogę jak najprawdziwszy Papuas), a na koniec my chórem intonowaliśmy "kółko graniaste..." a Nela i wnuczka robiły "bęc". Uśmialiśmy się do łez.

3 komentarze :

  1. ciekawe, ja też mówię do taty per tatum. może to wpływ naszej wycieczki do rzymu w maju? muszę spróbować z mamum i wojtum ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. kupa story - bezcenna :)!!! za nowe kompelowki, dziadek lech zaplaci karta mastercard :)))

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...