Położone na południowym wybrzeżu miasteczko Cirali oferuje turystom naprawdę niezły "pakiet"- na śniadanie świeże, słodkie, soczyste granaty, na przedpołudnie plażę lub wspinanie, na popołudnie starożytne ruiny a na wieczór spektakularne ognie Chimery. Ciężko byłoby prosić o więcej atrakcji na jeden dzień.
Dzień zaczęty od pysznego śniadania na patio i sesji na hamaku otoczonym drzewkami cytrynowymi to dzień udany. Oprócz granatów, Nela uwielbia też marynowane oliwki a bujać się może zawsze i wszędzie.
Woda jak to w pod koniec października, za ciepła nie była, ale jak się człowiek przezwyczaił to było OK. U Neli zaczęło się od "kompu kompu papa" a skończyło na "kompu kompu jeszcze" o każdej porze dnia i nocy.
Po zimnej kąpieli - spa na gorących kamieniach.
Nad miasteczkiem i plażą góruje szczyt Olympos, na który można wjechać kolejką linową.
Miasto Olympos zostało założone przez Licyjczyków w II w.p.n.e i było jednym z najważniejszych ośrodków ich państwa. Z uwagi na pobliskie ognie Chimery, czczono tu Hefajstosa. W I w.n.e miasteczko zniszczyli piraci a niedługo potem przejęte zostało przez Rzymian. Ruiny można podziwiać w przerwie między kąpielą w morzu a wylegiwaniem na plaży.
Sarkofag Kapitana Eudemosa, ale nie pamiętam czym się wsławił...
Dziadka i Babci do zwiedzania zaganiać nie trzeba.
Na zboczu góry od czasów starożytności palą się legendarne ognie Chimery i nadal robią niesamowite wrażenie. Gaz (głównie metan) wydobywa się szczelinami na powierzchnię ziemi i samoczynnie zapala w zetknięciu z powietrzem. Podobno w starożytności płomienie były okazalsze i było ich więcej - idealny materiał na mity i legendy o Chimerze.
i tu też okulary...
OdpowiedzUsuń