Nie jesteśmy specjalistami w wyjazdach z serii "narty w dziwnych miejscach", ale jak dają śnieg i budują wyciągi, a na bouldery nawet 2 pary kaleson nie wystarczą - to bierzemy i nie marudzimy. W sumie jak się tak zastanowiłam, to zaliczyliśmy w tym gatunku narty w Szkocji na wielkanoc kilka lat temu... 10 godz autobusem nocnym do Glasgow, potem jeszcze kilka godzin samochodem i prosto na stok.
W Hiszpanii, wbrew pozorom rejonów narciarskich jest sporo i to znacznie lepszej jakości niż w Szkocji. Ten nasz nazywał się Javalambre i dochodził do 2020m. Jakby człowiek tu na tydzień przyjechał to raczej by się zanudził ale na weekendowy wypad nadaje się rewelacyjnie. Warunki? Nie mam żadnych zastrzeżeń - 130 cm śniegu, trasy wyratrakowane, ludzi mało, bar tani, kilka wyciągów krzesełkowych i kilka "wyrwirączek". Gorąco polecam na dzień restowy ;>.
Góry na horyzoncie ... a hiszpanie się tu Kultu nasłuchali
"Obudź mnie jak będzie zakręt..."
A droga coraz bardziej oblodzona i górska
Niektórych najwyraźniej nie obudzili...
Sprzęt wypożyczyliśmy, ale z ubraniami narciarskimi krucho. Spodnie wspinaczkowe założone na jeansy okazały się całkiem dobrze chronić przed lodowatym wiatrem.
Nelką opiekowałyśmy się z Anią na zmianę (dzięki Aniu!!!), a Grzesiowi się upiekło.
A na deser jeszcze Nela w troszkę za dużej koszulce "albarracin", którą dostała od pana z campingu - gracias.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz