niedziela, 27 grudnia 2009

Zimowe spacery i dygresja o akcie

Program odwiedzin, przyjmowania gości i załatwiania różnych papierów (jak np umiejscowienie aktu urodzenia Neli) mieliśmy bardzo napięty. Czasem "zaliczaliśmy" nawet 3 spotkania dziennie: śniadaniowe, między drzemkami i wieczorne, w różnych częściach miasta. Nela jest na szczęście bardzo towarzyska, więc z przyjemnością włóczyła się z nami.

Ze wspomnianym aktem urodzenia to wogóle były przygody - najpierw pani urzędniczka w Piasecznie okiem znawcy zlustrowała angielski oryginał i węsząc podstęp zawyrokowała "czy tu nie powinno być czasem jakiejś pieczątki, hę???" Jak już panią przekonałam, że nie we wszystkich państwach świata ostemplowują dokumenty od góry do dołu na przemian ze znaczkami skarbowymi to okazało się w angielskim akcie zamiast Londynu jest wpisana również dzielnica - Lambeth, i musimy napisać specjalne podanie, żeby jednak w Polskim figurował Londyn. Mielismy też ambitny plan załatwić Neli paszport 5-cio letni, ale na chceniu się skończylo. Zrobiliśmy nawet zdjęcia, mimo widniejącego na czole naszego dziecięcia wielkiego fioletowego guza, który akurat tego dnia nabił się jak "samolot" zderzył się z wieżą z klocków (pilotował Grześ).

Ale koniec tej dygresji, nie o aktach tu chciałam tu napisać a o spacerach. Gdy tylko nadarzała się okazja, albo gdy goście dali się namówić na spacer zamiast pogaduch przy stole - wyskakiwaliśmy do lasu kabackiego, kampinosu czy chociaż na starówke, żeby trochę się przewietrzyć.

Początkowo śniegu nie było.

Ale niebawem kabaty zrobiły się białe. Krótkie zimowe dni - ledwo po południu a już ciemno!

Ktoś zaraz idzie spać.
Mafię, Martę i Helkę, namówiliśmy na spacer przy -10 C.

W Kampinosie.

Na starówce.

piątek, 25 grudnia 2009

W Strugienicach

Wybraliśmy się dziś "na wieś", czyli do Strugienic gdzie mieszka rodzina Guzków i gdzie wychowała się Babcia Basia. Ach na jakich wspaniałych tradycyjnych weseliskach tam kiedyś bywaliśmy ;>. Po drodze mieliśmy bliskie spotkanie z władzą, ale po rutynowej kontroli dokumentów, pomachano nam przyjaźnie czerwonym lizakiem i życzono wesołych świąt i szerokiej drogi. Okropnie spędzać święta w krzakach przy drodze i czatować z "suszarą" na nieliczne samochody, wszpółczujemy. W Strugienicach bardzo się Neli podobało - było mnóstwo innych dzieci: Patrycja, Ola, Mateusz i Marta, a na obiad podano pyszny rosół, z którego mogła wyjeść wszystkie kluseczki. Mikołaj nadal nie odpuszcza i na wsi też coś dla niej zostawił - wielką pszczołę!

Babcia, Dziadek, Agata i nasza rodzinka z Prababcią Marysią.

Dziadek Stefan wreszcie odważył się wziąć wnuczkę na ręce... i chyba nie było tak źle - oboje wyglądają na zadowolonych. Dziadek jest miłośnikiem mazurskich lasów (o każdej porze roku - w tym sezonie testuje biegówki) oraz jezior (pływa przy takich temperaturach że mi się nawet korespondencyjnie robi gęsia skórka na samą myśl) i mam nadzieję, że pokaże je kiedyś Neli.

Łukasz z dziewczynkami - Olą i Patrycją, z którymi naprawde świetnie się rozumie. Gdy bawili się razem w dużym pokoju, dochodziły nas same śmiechy i piski radości. Musimy podpatrzeć jak zajmować się takimi podrośniętymi egzemplarzami.

Agnieszka, Mateusz i Nela, która choć zwykle zawsze wychodzi "poruszona", tutaj wyjątkowo się nie wierci.

Po całym dniu emocji, Nelka marzyła już tylko o drzemce.

czwartek, 24 grudnia 2009

Wigilia, czyli atak opłatkowego potwora

Nela musiała być w tym roku bardzo grzeczna (???), bo Mikołaj odwiedza ją od przyjazdu do Polski praktycznie codziennie, a Wigilia przecież dopiero dziś ;>. I to nie jedna ale dwie - najpierw na Chomiczówce u Babci Basi i Dziadka Stefana, a potem w Łomiankach, na Rajskiej u cioci Joli i Krzysia.

Marszczynos z ciocią Agatą na Chomiczówce.

Nela dostała pod choinkę śliczne prezenty, między innymi książki, które uwielbia - bardzo dziękujemy.

... i zaraz opanował ją głód wiedzy.

Wigilijna zgraja na Rajskiej.

Mama nie mogła się bronić, bo miała na rękach Nelkę!

Najmłodszy uczestnik imprezy - Antoś, synek Ewy i Marcina, brat Stasia.

Niby kryzys na świecie, a w tym roku Mikołaj zupełnie nie wiedział co to umiar!

A oto i on we własnej osobie... Kuby, tegorocznego profesora! Gratulujemy!

Popisy najmłodszego pokolenia - jasełka pod banerem w wykonaniu Stasia, Poli i Nelki. Staś miał w tym roku niezwykle odpowiedzialną funkcję, bo został mianowany głównym Pomocnikiem Świętego Mikołaja. Muszę powiedzieć, że wykonywał swoją rolę na medal, roznosił wszystkim prezenty a swoje układał gdzieś na boku i cierpliwie czekał na koniec świątecznego dyżuru. Mała Pola cały czas patrzyła na Stasia z podziwem - taki duży i wszystko umie a do tego ma chody u Mikołaja.

Ale fajnie dostawać prezenty!

Oprócz prezentów, Neli bardzo podobało się dzielenie opłatkiem, ale tylko jednostronne. Kiedy tata wymieniał z innymi gośćmi życzenia świąteczne, Nela nie czekała na swoją kolej, tylko natychmiast wyciągała rączkę do opłatka i odłamywała sobie solidny kawałek, a następnie szybko zjadała. O dzieleniu się jeszcze nie słyszała ;>.

A po opłatkowym ataku, nasza sroczka, która uwielbia błyskotki i świecidełka próbowała przywłaszczyć sobie jeszcze bransoletki Ewy.

wtorek, 22 grudnia 2009

U prababci Stasi

Odwiedzilśmy dziś prababcię Stasię, która do tej pory znała Nelkę jedynie z tego bloga. Ściskamy Cię prababciu!!! Nie wiem czy inni to u swoich dzieci zaobserwowali, ale wydaje nam się, że Nela jakoś podswiadomie czy instynktownie poznaje członków swojej rodziny i od razu okazuje im zaufanie. Do prababci uśmiechała się słodko i bardzo dobrze się u niej czuła.

Nasza rodzinka z prababcią Stasią (Nela w realu wcale nie ma podwójnej brody!!!)


Nela i prababcia Stasia.

Trzy pokolenia i nawet Papież się załapał.

Na obiad Nela zjadła kluseczki, na deser obaliła prawie całą szklankę prababcinego kompotu pożeczkowego...

... a po deserze razem ze swoim bardzo poważnym tatą obgryzała stolik.

Kiedyś dzieci czepiały się spódnicy, w dzisiejszych czasach - jeansów.

A czyja to ręka tam na ścianie?

Wieczorem razem z prababcią pojechaliśmy do pobliskiej Białołęki odwiedzić ciocię Irminę, wujka Jacka co w weekendy łapie wielkie ryby w Bałtyku i Piotra.

Ale fajny wisiorek!


poniedziałek, 21 grudnia 2009

Do ojczyzny!

Choć martwiliśmy się, że spóźnimy się na samolot (jak zwykle za długo zabrało pakowanie i wychodzenie z domu z Nelą i gratami...) to na lotnisku spędziliśmy prawie tyle czasu ile miała zabrać cała podróż. Pewnie oglądaliście w TV wiadmosci o intensywnych opadach śniegu w Europie, opóźnieniach i koczujących, zdesperowanych podróżnych... więc nie będę was zanudzać opowieściami o terminalu London City Airport. W każdym razie nasza gwiazda raczkowała po podłodze i nawet próbowała czy dobrze smakuje. "O patrz, Nelka udaje papieża" podsumował ją Grześ, gdy rozkrzyżowała się na ziemi i ucałowała marmury. Liczy się to, że po 14 godzinach tułania po lotniskach, siedzenia w samolotach i niezłych turbulencjach dotarliśmy do Warszawy o 4.30 rano. Co prawda bagażu ani widu ani słychu, ale obiecali dostarczyć do Piaseczna jak tylko się znajdzie. Nela spisała się na medal i po krótkiej walce zasnęła w obu samolotach (lecieliśmy przez Amsterdam), ale moje bicepsy miały niezły wycisk, bo cały czas trzymałam ją na “kolanach”.

Po kilku godzinach koczowania na lotnisku London City Airport byliśmy tam już całkiem zadomowieni.

niedziela, 20 grudnia 2009

Urodziny x 2 i imieninowe naleśniki

Dziś ekspresowy post kumulacyjny trzy w jednym z ostatnich 2 tygodni, bo jesteśmy w wyjazdowym niedoczasie - po południu lecimy do Warszawy!

Po pierwsze - urodziny x 2... ale nie Neli, tylko rodziców, i to nie byle jakie, bo 30-te!

Po drugie - mamine imieniny, naleśniki, spacer i pub.

12 grudnia. Z okazji imienin i urodzin zorganizowaliśmy śniadanie z naleśnikami. Tomek bardzo chciałby przekonać Barbarę, że czas na drugą rundę...

Po naleśnikowym i bito-śmietanowym hedoniźmie trzeba było przewietrzyć towarzystwo.

Z serii - ciekawostki z okolicy - gniazdko.

Po spacerze zrobiliśmy się strasznie głodni, więc wpadliśmy do pobliskiego pubu na lunch.

Najfajniejsza zabawa - stanie ;>.

Mama dostała od tatki taki fajny wisiorek, który Nela natychmiast sobie przywłaszczyła.

Mała złodziejka...

... ukradła tatusiowi ogóreczka, a swojego jedzenia wcale nie chciała jeść.

Wieczorkiem razem z Nelą jak zwykle czytałyśmy przed snem książeczki o bobaskach.

I bajkę o Borysie.


4 Grudnia. A potem przyszli goście, strzelały szampany a na stole było pełno smakołyków. Tak się podekscytowaliśmy pięknym tortem, że zapomnieliśmy o świeczkach ;>.

14 grudnia. Powtórka z rozrywki.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...