Nie piszemy ostatnio za dużo, bo mamy ciągle obie ręce zajęte - albo wycieramy nos Neli albo Olafowi, jej podajemy antybiotyk, jemu wkraplamy krople, obojgu wyciągamy gile "gruszką". Biedny Olaf złapał od siostry sławetne, nigdy niekończące się listopadowe przeziębienie które już powaliło Agatę i Dziadka Lecha, ma zatkany nosek i chrycha jak nałogowy palacz Extra Mocnych. W przerwach pomiędzy smarkami dezynfekujemy zainfekowany pępęk, masujemy brzuszek, albo negocjujemy ze zbuntowaną Nelką... która jest ostatno wcieleniem Rebel without a cause i wszystko jest dla niej problemem. Pewnie tak reaguje na zmianę w naszej konstelacji rodzinnej.
Nela tak się wynudziła przez ostatnie kilka dni przymusowo spędzonych w domu, że wyjątkowo chętnie poszła do przedszkola. A my zrobiliśmy sobie kilka fotek korzystając z chwili spokoju. Olafiński nie uważał najwyraźniej na tej lekcji, na której mówili, że noworodki śpią 22h na dobę, bo częściej widzę go z otwartymi niż z zamkniętymi oczami.
śliczne...m
OdpowiedzUsuńCudne, cudne, radosnych,dobrych swiat Wam zycze. Usciski dla mojej drugiej polowy Ali
OdpowiedzUsuń