Narodziny Olafa tak zdominowały nasze życie, że nie mieliśmy okazji napisać kilku słów o odwiedzinach Dziadka Lecha, za co słusznie zostaliśmy zbesztani przez samego zainteresowanego. A więc cofamy się odrobinę w czasie do czasów sprzed Olafa, kiedy to odwiedził nas Dziadek Lech z Ameryki.
Szaleństwa Panny Neli i Dziadka Lecha.
Ulubioną zabawą tych dwoje było "rzucanie misiów" - Nela rzucała misie na podłogę a Dziadek łapał je wykonując różne wygibasy. Dawno nie słyszałam z pokoju Neli takiego rechotu.
Dzień po terminie - wycieczka do Whitechapel Gallery na wystawę Wilhelma Sasnala. Come on Olaf! Jeszcze nie wiedziałam, że przede mną kolejne 5 dni oczekiwania :). Miło było mieć dziadka na ten ostatni tydzień, kiedy nic się nie chce, żołądek ma się w uchu a o zobaczeniu własnych stóp nie ma mowy. Szkoda tylko, że sławne przeziębienie Nelki załatwiło kolejną osobę, która się nią zajmowała - tym razem ofiarą padł Dziadek. A jak wiadomo, żaden dziadek nie lubi cierpieć w milczeniu... :). Ale i tak dzielnie został z nią kiedy Olaf wreszcie zdecydował się na opuszczenie brzucha.
Dokarmianie głodomora brzuchowego w Tureckiej knajpie w Whitechapel.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz