Czesanie zajmuje miejsce numer 12837 na liście nelkowych priorytetów, a i my nie przepadamy za ganianiem dziecięcia po domu ze szczotką i sami z reguły zapominamy o doprowadzeniu jej włosów do przyzwoitego wyglądu. Wszelkie fryzury typu kucyki i warkoczyki zostają przez Nelę w szybkim tempie zlikwidowane a piękne spinki, które dostała w prezencie zalegają w szufladzie. W wyniku powyższych działań Nela regularnie ma na głowie profesjonalnie wyglądające dredy, które tworzą całkiem alternatywny jak na 2.5 latka wizerunek. Niemniej, postanowiliśmy nie dopuścić do całkowitej przemiany naszej córki w rastamana (już i tak lubi reggae do tego stopnia, że my mamy dosyć słuchania) i zabraliśmy ją do fryzjera. A ściślej, fryzjerki w postaci mnie wyposażonej w nożyczki do włosów zakupione za 7 funtów na niezastąpionym amazonie.
Na szczęście nie napotkałam żadnego oporu, a Nela spokojnie oglądała w trakcie strzyżenia Świnkę Peppę. Wyszło odrobinę za krótko ale ważne, że samej klientce bardzo się podobało.
Potem do fryzjera poszedł miś. Najpierw został solidnie wyszczotkowany.
A następnie ostrzyżony. Buzia Neli otwierała się razem z nożyczkami :).
A u nas strzyżemy Michatka na zmianę.
OdpowiedzUsuńa czy klientka zostawiła tip'a?
OdpowiedzUsuńPochwaliła fryzjerkę i starczyło :).
OdpowiedzUsuń