sobota, 17 lipca 2010

Z Babcią Basią w Epping Forest

Forest tu nie jest najważniejszy, ale oczywiście towarzystwo Babci Basi, która uporawszy się z obowiązkami nauczycielskimi, przyjechała do nas na tydzień w odwiedziny. Kasia wprowadziła Babcię w tajniki obsługi Miss N. a potem miała kilka dni wolnego, podczas gdy to Babcia opiekowała się wnuczką. Były razem na salsie i w bibliotece, w parku i na "softplay" i na spacerze - słowem całe dnie spędzały razem. Czytały też śliczne książeczki, których cały plecak przywiozła z Polski Babcia. Dziękujemy!

W weekend wybraliśmy się we czwórkę do tytułowego Epping Forest, gdzie kiedyś razem ze znajomymi australijczykami poznanymi w Jordanii zbierałam grzyby. A konkretnie udało nam się znaleźć dokładnie jedną... purchawkę... ale przynajmniej wesoło było. Tym razem na grzyby jeszcze było za wcześnie, a jagód tu u nas nie przewidzieli więc przyszło nam podziwiać leśną gęstwinę jednynie wizualnie. W tle zamiast majestatycznego szumu starych drzew szumiała nam też droga, którą jakiś ćwierć inteligent przeprowadził dokładnie środkiem lasu.

Bańki są dobre o każdej porze.

Na szlaku.

Ćwiczymy równowagę.

Leżakowanie...

A po spacerze zatrzymaliśmy się w pubie, który miał też świetny plac zabaw dla dziatwy.

czwartek, 15 lipca 2010

Faul panie sędzio!

Nie oglądaliśmy zbyt wielu mundialowych meczy (1. nie mamy telewizora, 2. z reguły nie ma nas w domu), ale i tak Nela podłapała od piłkarzy kilka sztuczek. Oprócz zdejmowania koszulki (a przynajmniej podciągania jej pod brodę) specjalizuje się w symulowaniu fauli. Ledwo co się potknie, potrąci mebel czy przewróci, a już niczym Cristiano Ronaldo rozkłada się na ziemie i z boleścią w oczach patrzy na sędziego (czyli mamę, tatę, babcię Basię albo Kasię) jęcząc “bam, bam”. I podobnie jak na boisku – jeśli sędzia przejrzy sztuczkę i odgwiżdże “nic nie było” wstaje, otrzepuje raczki i idzie dalej. Ale jeśli sędzia zmięknie i przybiegnie do niej, to zaraz trzeba dmuchać na rzekomą ranę, całować, masować i litować się. Oczywiście Nela jest jak wiadomo małym słodyczkiem więc czasami sędziowie chętnie udzielają pierwszej pomocy (mimo, że faulu nie było)... ale starają się nie rozpuszczać zawodnika za bardzo.

Czy te oczy mogą kłamać? Chyba nie ;>....

niedziela, 11 lipca 2010

Mchy i piachy

Jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma...., czy jakoś tak, więc zamiast tęsknić za klifami Portland pojechaliśmy już tradycyjnie razem z Anią w podlondyńskie piaskowce w Eridge Green. Odkryliśmy bardzo przyjemny nowy rejonik, gdzie stanowiska trzeba zakładać z drzew a śliskie, boulderowe "wyjścia" dodają obowiązującemu tu wędkowemu wspinaniu dreszczyk emocji. Skały są zbyt miękkie żeby zakładać przeloty i zjeżdżać na linie, a już zbyt wysokie (przynajmniej dla nas), żeby liczyć na trafienie w "crash'a" w razie lotu.

Nelka jest ostatnimi czasy zafascynowana materią wszelaką, a szczególnie przesypywaniem piasku i ziemi, nabieraniem i przelewaniem wody, wkładaniem i wyjmowaniem patyczków, kamyczków i szyszek do/z kubeczków. Te kubeczki (8 w różnych rozmiarach i kolorach) to chyba jak na razie nasz najlepszy zakup zabawkowy a kosztowały jakieś 2-3 funty ;>.

Kiedy Nela odkrywała właściwości ściółki leśnej, my spokojnie się wspinaliśmy.

W przerwach w wykopaliskach odkrywkowych, pomagała tacie asekurować Anię.

Albo przybiegała poprzytulać się do mamy.

sobota, 10 lipca 2010

"Dzieci hop hop"

W roku 2009-tym u naszych znajomych jak i moich kolegów z pracy odnotowaliśmy niesamowity wysyp dzieci. Do pubu po pracy chodzimy co prawda rzadziej niż kiedyś, ale postanowiliśmy spotkać się na rodzinnym grillu u Phil'a i Amber, którzy mają już całą gromadkę potomstwa o bardzo ciekawych imionach.

Phil, Saachi i Bernie.

Firmowych dzieci przybyło aż siedmioro więc było się z kim bawić.

Theo, synek Berniego, jest super bezproblemowym facetem, przez pół godziny zapamiętale przeżuwał kawałek brokuły.

Dziurawa broda - sukienka była tak mokram, że nawet Nelka chciała ją zmienić.

Co Nela lubi najbardziej na świecie? Oczywiście dzieci. Jak tylko widzi (do nastolatków włącznie), lub słyszy (jakimś cudem rozpoznaje piski i krzyki w różnych językach) dziatwę, biegnie w jej kierunku cała podekscytowana. Ale jak już dobiegnie to często nie wie co się z tymi dziećmi robi i jak się do nich zabrać. Oprócz dzieci bardzo lubi przewalać się, kotłować i skakać... więc ogródkowa trampolina pełna dzieci doprowadziła ją do absolutnej ekstazy. Nie przesadzając, ponad 45 minut skakała, przewracała się, rolowała i zaśmiewała do rozpuku. Jak na osóbkę w wieku 15 miesięcy Nelka ma świetny zmysł równowagi i bardzo dzielnie się trzymała. Ja, trochę przerażona patrzyłam jak wokół niej szaleją 4 i 3 latki, ale na moje protesty żeby trochę niżej skakały i mniej ją przewracały mówiły tylko "but she likes it!" Pierwsza próba zabrania jej z trampoliny skończyła się straszliwymi protestami, krzykami "a nie, a nie!" i biciem tatki. Dopiero jak inne dzieci się wykruszyły jakoś dało ją się wyciągnąć (ale też bez smoczka na pocieszenie się nie obeszło). Jeszcze przez kilka kolejnych dni od BBQ Nelka budziła się ze słowami "dzieci hop hop" i pokazywała jak skakała i się rolowała.

niedziela, 4 lipca 2010

Lekcja niemieckiego w...

Gdyby kilka lat temu ktoś pokazał mi to zdjęcie...

... to pomyślałabym: Chorwacja, może Grecja albo Włochy? Otóż skucha, ale podpowiadam dalej. Wspina się tu z liną na nadmorskich klifach, a jak ktoś lubi orzeźwiającą kąpiel to można bez liny z lądowaniem w wodzie. Kamień wydobywany w tutejszych kamieniołomach zdobi fasady takich budynków jak siedziba Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku oraz Pałac Buckingham. Już wiecie? To oczywiście południowe wybrzeże naszej słonecznej Anglii, a konkretnie wyspa Portland. Przyjeżdżaliśmy tu bardzo często zanim pojawiła się Nelka, ale dla niej było to pierwsze spotkanie z nadmorskimi klifami. Towarzyszyła nam też Ania, która ćwiczy formę przed wyjazdem do Genewy.

Zadowoleni, że Ania zaopiekowała się Nelą, poszliśmy się razem powspinać (taka gratka nie zdarza się co dzień!). Po jakimś czasie przychodzimy z powrotem, Ania się chichocze (jak zwykle) a nasza córka bawi się kamykami i pokrzykuje zadowolona "eins, eins, enis"! Tak więc pierwsze słowo po niemiecku zaliczone - zostawić dziecko z Anią na 10 minut i proszę jakie rezultaty. Po angielsku na razie dziecię nic nie mówi, ale rozumie co to jest "foot", bo bardzo lubi książeczkę Dr. Seuss "Left foot right foot", którą dostała od babci Ali.

A co nowego u Neli? Otóż nie uznaje oddalania się od grupy i odczuwa pierwotny strach jak "stado" zaczyna się rozłazić. Do winnego woła po imieniu z troską w głosie i cieszy się jak zbłąkana owieczka (która np. poszła "w krzaczki") wraca z powrotem. Lubi bawić się kamykami i wkładać je do kubeczków, przewalać po swoim namiociku i robić zza kocyka "bu" czyli po naszemu "a kuku".

Nocne Polaków rozmowy na polu namiotowym.

Amplitudy dobowe rodem z Sahary - w dzień gorąco w nocy zimno, szczególnie jak ktoś ma śpiwór pamiętający poprzednie stulecie. W takich przypadkach bardzo poręczna jest stara, dziurawa alumata, którą Maryś i Bastek podarowali nam dawno temu, a którą wozimy w bagażniku "na czarną godzinę".

Nelka ma na szczęście własny, ciepły śpiworek puchowy.

Śniadanko na trawie to jeden z naszych ulubionych wyjazdowych rytuałów. Ale nie wszyscy bywalcy pola namiotowego lubią powrót do korzeni i natury. Na camping przywożą takie rzeczy jak nadmuchiwane kanapy, mikrofalówki czy telewizory.

Poranna kąpiel.

Wspinanie.

Poobiednia drzemka.

Widok z łóżka.

I mama na powitanie.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...