Zostaliśmy zaproszeni na wielkanocny obiad u Cioci Karoliny i Wujka Artka, to nic że jest Wielki Piatek i powinniśmy pościć. Wystroiliśmy Królewne w śliczne różowe ubranka, zapakowaliśmy do torby (takiej specjalnej dla Bobo, a nie jakiejś 'Fubu' ze stadionu) i w droge... trzy ulice dalej.
Obiad był pyszny, tylko straszie trudno mi się go jadło, bo jakiś mały ktoś nie chciał się ode mnie odessać. A że Nela nie była naprawde głodna, tylko ssała dla samego ssania, puściła niejednego mega pawia na świąteczną podłoge gospodarzy. Oczywiście jak zwykla wszystko jej wybaczono, bo jest przecież taka śliczna i ma tylko 10 dni. Chociaż to nie Wigilia a Wielkanoc, Nela dostała od Gosi i Andrzeja (przyszywanych 'dziadkow') urocze ubranka i zabawki. Po powrocie do domu, byłam tak wyczerpana od tego ssania, że poszłam spać, a Nelka do późna testowała cierpliwość swojego Taty. Chyba trzeba kupić smoczek
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz