Wpis spóźniony, bo jeszcze majowy, ale ze zdjęć i tak byście nie poznali, bo wygląda jak listopad albo luty. Tym razem pokusiliśmy się o nocleg w hotelu a nie w namiocie, bo prognoza była mało zachęcająca, a spędzenie weekendu majówkowego w domu jakoś nadal nie mieści nam się w głowach. Od dłuższego czasu chodził za nami wyjazd na północ do Yorku i pobliskich rejonów boulderowych, gdzie ludzie nie czujący bólu mogą wspinać się na ostrych zlepieńcowatych skałach - gritstone.
Zaliczyliśmy położony tuż nad drogą - Caley Roadside craig oraz najbardziej znany ogródek rejonu - Almscliff (fajny). Pogoda jak zwykle w tym roku nas nie rozpieszczała, wiało tak strasznie, że crash-pad dosłownie odlatywał Grzesiowi spod dróg, a Nela o mało co nie uniosła się nad ziemię razem ze swoim kocem!
Dziecko na crash-u, tata musi zadowolić się amortyzacją z paprotek.
Mimo porywistego wiatru Nela utrzymywała, że bardzo jej się w tych skałkach podobało. Zrobiła nawet kilka małych boulderów, ale z uwagi na to, że jedna osoba musiała cały czas trzymać crash-pada (żeby nie odleciał), a druga spotować Nelkę, dokumentacji zdjęciowej nie mamy :).
A tu opatulona Nela i odlatujący kocyk:
Bouldering w Almscliff.
Po całym dniu wygwizdowa naprawdę miło położyć się spać w ciepłym i suchym łóżku :).
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz