piątek, 12 stycznia 2018

Argentyna - Andruty na koniach

Gdybyście zapytali nasze dzieci o jeden, konkretny, najlepszy dzień ich całego życia - to bez wahania wykrzyknęłyby zgodnym chórem "kiedy byliśmy na koniach!" Zatem 12 stycznia 2018, to oficjalnie ulubiony dzień życia trójki pewnych dzieci ;). Wyglądały tak:

 


W gościnne progi farmy rodziny Vera, zamieszkującej dolinę rzeki Ñirihuau od pokoleń, trafiliśmy praktycznie tylko dlatego, że wszystkie sensowne miejsca noclegowe w Bariloche były zabookowane ponad miesiąc przed przyjazdem. Rozważaliśmy, czy zniechęca nas dojazd 17km szutrową drogą od obwodnicy Bariloche i fakt, że pewnie nie zobaczymy w związku z tym Ruta de Siete Lagos. Na szczęście poszliśmy za głosem intuicji, że zwierzęta i pobyt na farmie będą dla nas nieskończenie bardziej atrakcyjne niż kolejne piękne, zimne jezioro... i jeszcze jedna porcja wielogodzinnej jazdy samochodem. Miejsce okazało się strzałem w dziesiątkę, a dojazd z Barliloche wcale nie taki straszny. O Siete Lagos szybko zapomnieliśmy. Otoczenie gospodarstwa "Las 4 F" nie mogło być bardziej urokliwe – położone w szerokiej dolinie z szumiącym potokiem, wśród porośniętych niskimi krzaczkami gór i w obrębie parku narodowego. Oprócz naszych gospodarzy w całej dolinie było tylko kilka innych domków należących zresztą do ich najbliższej rodziny. Państwo Vera hodują konie, owce, krowy i kury i wypasają je na... kilkunastu tysiącach hektarów przepięknego terenu, który znajduje się w rękach ich rodziny od ponad 100 lat.

Nela, Olaf i Iga zajmowały się tym co miejskie dzieci lubią najbardziej: karmieniem kur, zbieraniem jajek, obserwowaniem zwierząt i pomaganiem w dojeniu krów. Wszyscy razem wybraliśmy się na ponad 2 godzinną wycieczkę na szczyt pobliskiego wzgórza z pięknym widokiem... konno. Facundo, nasz przewodnik i najstarszy z 4 synów rodziny Vera, w twarzowym patagońskim bereciku był dosłownie zrośnięty ze swoim wierzchowcem. Nie mogliśmy się napatrzeć jak naturalnie przychodzi mu jazda. W końcu urodził się na farmie, jeździ od 3 roku życia a w siodle spędza wiele godzin dziennie. W zimie pastwiska w dolinie są zalane wodą, więc gospodarze przepędzają swoje stada wyżej w góry i codziennie pokonują konno wiele kilometrów, żeby ich doglądać. 

Siorbiąc gorzkie mate i podjadając robiony na miejscu ser i placek, przegadaliśmy z rodziną gospodarzy wiele godzin. Zdecydowanie ... high-light całego wyjazdu ;).

Dojazd z Bariloche nie taki straszny (przynajmniej w lecie, bo w zimie trzeba mieć 4x4).



Im bliżej farmy a dalej od Barliloche, tym mniej na drodze śladów opon a więcej odcisków końskich kopyt.


2 dni robienia tego, co dzieci kochają najbardziej ;).



 



Zwierzęta żyją tu w przepięknym otoczeniu.
 





 

Przez dolinę przepływa rzeka Ñirihuau.




Domek dla turystów jest położony nad farmą, więc jest i piękny widok na zwierzęta i dużo prywatności.




Grzejemy wodę na kąpiel.


Jazda konna - wybraliśmy się na dwie wycieczki, jedną całą rodziną, a na drugą starsze dzieci pojechały same z Facundo (porozumiewali się na migi) . Na koniec dziecięcej wycieczki Nela, która jest spośród nas najbardziej aktywnym i doświadczonym jeźdźcem, tak skutecznie poganiała swoją klacz, że wszystkie konie zgodnie zagalopowały chcą znaleźć się jak najszybciej w stajni ;).


 


Rodzinna wycieczka w góry na koniach - niezapomniane przeżycie.

 





Info praktyczne

Namiary na Organizację Cultura Rural Patagonica i rodzinę Vera:
https://www.airbnb.es/rooms/9771242
http://www.turismoruralbariloche.com/vera-nirihuau-arriba/
https://www.facebook.com/culturaruralpatagonica/

Trzeba przywieźć ze sobą trochę jedzenia z Bariloche (śniadania i obiady wykupiliśmy u gospodarzy).

Gospodarze nie mówią po angielsku, ale nie należy się tym zrażać ;).

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...