piątek, 4 sierpnia 2017

Pływamy z pijawkami w Biogradskiej Gorze


Wreszcie dojechaliśmy do Czarnogóry! Po nocy na campie Zeleni Raj udaliśmy się krętą drogą do Parku Narodowego Biogradska Gora. Jego sercem jest spore turkusowe jezioro, otoczone wysokimi, smukłymi liściastymi drzewami (na moje oko - grabami). Wokół wody piętrzą się kształtne zielone góry, sceneria jak z pocztówki. Do samego jeziora można dojechać samochodem, więc odwiedzających jest sporo i w ciągu dnia trwa tam czasem parkingowy armageddon, ci wjeżdżają autokarem, tamci wyjeżdżają jeepem 4x4, ktoś kogoś zastawił i trąbi. Zdobywszy miejsce niektórzy turyści puszczają z samochodów skoczna muzykę dodając leśnej scenerii szczyptę bałkańskiej pikanterii. Potem rozpalają grille lub ogniska i pichcą aromatyczne dania, ograniczając swoja eksploracje parku do jedzenia, parkingu i fotki na kładce nad jeziorem. Co bardziej outdoorowi idą na spacer wokół jeziora lub drogą na punkt widokowy, a jedynie nieliczni zapuszczają się głębiej w góry (patrz: my :)). Przy parkingu są stoliki piknikowe i miejsca dla camperów, a na pobliskich zboczach można za kilka euro na pół-dziko rozbić namiot. Znalazło się nawet spore równe miejsce dla naszego 5-osobowego „pałacu”, więc z przyjemnością zostaliśmy na noc w środku lasu.

 
Pływanie w jeziorze to dla nas jedna z największych przyjemności. A jeśli jeszcze woda jest całkiem ciepła a jezioro otoczone górami, to już szczyt szczęścia, szczególnie dziecięcego. Taka błogość w Biogradskiej Gorze trwała do momentu gdy na brzegu zobaczyliśmy przeogromną pijawkę. Nie piszczę na widok karalucha, nie boję się żab, ale wielka, wijąca się tuż przy stopach, tłusta i z pewnością głodna pijawka... to już co innego. Oczywiście nie była jedyna, wypatrzyliśmy jeszcze kilka równie atrakcyjnych koleżanek pływających w błękitnych odmętach ;).

 
Niebawem okazało się, że pijawki nie są jedynymi podnoszącymi ciśnienie mieszkankami jeziora. „O patrzcie, wąż!” wykrzyknął Olaf, a Nela jakby zbladła, bo pokazywał dokładnie w jej kierunku. I rzeczywiście, tuż obok Neli wystawił głowę z wody najprawdziwszy wąż! Nela wyskoczyła na brzeg jak oparzona, a my z ciekawością wypatrywaliśmy gagatka, który w międzyczasie zanurkował. Może nam się przewidziało? Po kilku chwilach wąż pokazał się ponownie i udało się nawet zrobić mu zdjęcie. Lokalni turyści zapewnili nas, że w przeciwieństwie do niektórych gatunków lądowych, węże wodne w Czarnogórze są całkowicie nieszkodliwe i możemy się spokojnie zrelaksować. Nela dzielnie weszła jeszcze do wody i popłynęła ze mną na wyspę (w wodzie radzi sobie fantastycznie), ale jej wzrok bacznie skanował taflę wody w poszukiwaniu kolejnych potworów z Loch Ness.

 
 
Oprócz kąpania w jeziorze poszliśmy też na górską wycieczkę. Miała być pętelka, ale wyszło tam i z powrotem, bo planowana trasa okazała się zbyt ambitna i rozważnie zawróciliśmy ;). Mała Iga, która podczas tego wyjazdu kazała na siebie mówić „Kucyk Malinka” galopowała całkiem spory kawałek chcąc nadążyć za rączym starszym rodzeństwem. Raz po raz wywalała się przy tym na ścieżkę, więc pobyt w Biogradskiej Gorze zakończyła z solidnie obitymi kolanami i zdartym łokciem. W komplecie z plastrem na czole chowającym świeżo zszytą ranę...(3 szwy) wyglądała jak niezły chuligan.

Trasa górskiej wycieczki:
https://www.endomondo.com/users/12575010/workouts/991932662  











Info praktyczne
Wjazd do parku: 3 euro / dorosły, dzieci do 7 lat nie płacą.
Biwak: Za 5 osób, samochód i 1 namiot zapłaciliśmy 7.5 euro/ noc.
Mapy można kupić w recepcji przy jeziorze.
W parku nie było jedzenia, trzeba zaopatrzyć się w prowiant w pobliskim miasteczku.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...