wtorek, 30 czerwca 2009

Różne ksywki Neli

Buczek Mruczek (bo lubi sobie pobuczeć)
Mleczna Królewna (bo kocha mleczko ponad wszystko)
Myszek Patyszek (jakos tak bez powodu)
Lew (bo jak zaryczy to się wszystcy boją, nawet Babcie)
Miss Nela (bo już dostała kilka oficjalnych listów i ma paszport)
Krokodylek (bo ma taką fajną zapinkę do smoczka)
Mała Buzia (tak w przeciwieństwie do 'dużej gęby' swojego Taty)
Basza (bo lubi podjeść)

poniedziałek, 29 czerwca 2009

Przyjechała Babcia Basia

Babcia Basia przyjechała do nas z Warszawy na 3 tygodnie. Pierwszego wieczoru Nelka podchodziła do niej z małą rezerwą, ale następnego dnia rano, przekupiona wspaniałymi książeczkami, które dostała była zupełnie przyjacielsko nastawiona.


Już 3 dnia pobytu Babcia zobaczyła na własne oczy i poczuła własnym nosem jaką amunicję potrafi wystrzelić jej mała, słodka wnusia. Nie było co ratować chusteczkami czy watkami i trzeba było wykąpać delikwentkę.

niedziela, 21 czerwca 2009

1/6 życia w Fountaibleau

Pierwsze wspinaczkowe wakacje we trójke mamy zaliczone, a Nelka spędziła 1/6 swego życia w skałach. Długo nie mogliśmy się zdecydować dokad pojechać, ale koniec końcow padło na Fountainbleau. Nela jako światowa dziewczyna już tam zresztą była jak miała 28 tygodni i pływała sobie rozkosznie w przytulnym, maminym brzuchu podczas gdy na zewnątrz było -2 C.

Nie mieliśmy odwagi biwakować pod namiotem (głównie w obawie przed zemstą sąsiadów z pola namiotowego, którzy nie przepadają za przymusowymi wieczornymi koncertami naszej małej divy) więc wynajeliśmy 'Gite', tudziesz domek wakacyjny. Trafiliśmy w 10-tkę bo miejsce przeurocze, klimatyczne kamienne podwórko, pnące róże i dzikie wino, stare belki pod sufitem i niezwykle gościnna właścicielka, która zakochała się w Nelce od pierwszego wejrzenia.

Na promie nieźle bujało ale u Taty w nosidełku jest bezpiecznie


Nasze urocze lokum w Bourron-Marlotte


Już pierwszego dnia, wraz z niejakim Tomkiem O, który mieszka w Font naparliśmy w najbliższe skały. W ramach rozgrzewki musieliśmy pokonać z wózkiem (nie po to kupiliśmy maszynę 'all terrain' żeby stała w domu) niezły tor przeszkód, piaszczyste leśne ścieżki, powalone przewa, kamieniste ścieżki. Chłopaki prężyli mięśnie przenosząc 13-sto kg wózek, 3 crash pady i 3 plecaki, a Nelka wszystko to w miarę dzielnie znosiła przypatrując im się z zaciekawieniem z bezpiecznych ramion mamy. Jak już wtarabaniliśmy się na szczyt pagórka gdzie były bouldery zaczęło zbierać się na burzę... Szybko więc zrobiliśmy po kilka przystawek (oprócz mnie, bo jakoś mi nie szło) i musięliśmy ratować się ucieczką pod najbliższą przewieszkę. Zgodne stwierdziliśmy, że chyba powinni nam odebrać prawa rodzicielskie.

Hmmm, dokąd by się tu dziś wybrać?


Kolejnego wspinaczkowego dnia zaprzyjaźniliśmy się z dwoma przesympatycznymi chłopakami - Fred'em z Portugalii i Andy'm z Australii, kórzy, o ironio, poznali się w Polsce i mięli camper-vana na Polskich numerach. Towarzyszył im też młody, wesoły czarny pies o imieniu 'Guzik' ;>. Bardzo nam się przyjemnie razem wspinało, a i Nelkę łatwiej w kilka osób obsłużyć. Szkoda, że nie mogli zostać na cały nasz wyjazd.

Zdjęcie Neli zrobione przez wujka Fred'a


Z Tatą pod pierwszym 7a w Font


Alternatywne zastosowanie crash pad'a


W dni restowe (jeśli nie padało) chodziliśmy na wycieczki po lesie i nad Sekwaną

Tata jest strasznie śmieszny


I dużym i małym chce się pić na szlaku

czwartek, 4 czerwca 2009

Spring babies and mums

Poznałyśmy się jeszcze na jodze dla przyszłych mam w szpitalu St. Thomas, gdzie rozciągałyśmy obolałe kręgosłupy i medytowałyśmy recytując mantry i 'omy'. Niezła z nas zbieranina międzynarodowa, bo pochodzimy z 10 różnych krajów: Australii, Francji, Hiszpanii, Irlandii, Niemiec, Litwy, Polski, Chin, Kanady, UAS, Malezji i Iranu.

Wiosenne mamy i tatusiowie pod koniec marca, a pociechy jeszcze w brzuchach


Wszystkie 'spring babies' urodzły sie między końcem lutego a początkiem maja więc mają dużo wspólnych tematów ;>. Ich Mamy zresztą też, więc spotykamy sie na kawe i pogaduchy przynajmniej raz w tygodniu. A do tego chodzimy razem na różniaste zajęcia, oczywiście z bobasami pod pachą: Pilates, do kina na poranny seans, Power Pramming (bieganie z wózkiem po parku), basen (my jeszcze nie byłyśmy bo Nelka na razie nie jest fanka higieny osobistej i nie przepada za H2O), zajęcia muzyczne i kursy pierwszej pomocy.

Sześcioro ze naszych spring babies podczas oglądania filmu u Laury (od lewej - Nela, Mercutio, Max, Mia, Jasper, Odysseus)

poniedziałek, 1 czerwca 2009

Taki fajny kręcioł od Babci Ali

Babcie jak wiadomo, od razu szaleją na punkcie swoich wnuczek (a już wybitnie w przypadku tych pierwszych) i z Nelką nie jest inaczej. Dostała od swojej Babci Ali górę prezentów, w tym tak zwany 'kręcioł' zwany również karuzelką. I chociaż jest na niego teoretycznie za smarkata (bo przeznaczony jest dla dzieci od 3 miesięcy) to przymyknęliśmy oko i zamontowaliśmy, niech i Nelka ma coś z życia, szczególnie że dziś dzień dziecka! A czego na tym kręciole nie zawiesili? I kółeczka kolorowe, i gwiazdki czarno białe, i świderki, i spiralki, i kuleczki i krowo-owco-osły. Ale przecież w naszych czasach, kręcenie przyprawiające dorosłego o zawrót głowy to za mało! Entertainment jest w pakydżu razem z muzyczką. I to nie byle jakim disco-polo czy innym latino-bambino, ale stateczną i rozwijającą mózg muzyką poważną. Dla ułatwienia dla zabieganych rodziców do wyboru mamy 3 duże guziki: Mozart, Bach i Beethoven. A do tego opasła instrukcja obsługi i sierjożnie wypisane korzyści z raczenia naszej pociechy tym diwajsem. Gdyby mi ktoś taką zabawkę opisał to bym nie uwierzyła ;>.

Ale widać testowana była na małych ludkach, bo nasz jest nią bardzo zainteresowany.


Jak już mówiłam, na kręciole wiszą krowo-owco-osły

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...