środa, 10 października 2012

Nepal - Prysznic na słoniu

Ze starszym dzieckiem mającym już swoje zdanie i preferencje zwiedza się, jak to zgrabnie ujęła Maryś: "Mniej świątyń, więcej słoni". Chcąc więc upewnić się, że w naszym programie jest też coś fajnego dla Neli, zabraliśmy ją do Parku Narodowego Chitwan, gdzie jedną z największych atrakcji jest nie tylko oglądanie dzikich zwierząt, ale również safari na słoniu! Jak się domyślacie na słoniu buja tak, że Olafinek (wygodnie usadowiony w chuście u taty) caluteńkie 2 godzinne safari przespał :). A Nela? Była wniebowzięta.

Kiedy po mniej więcej godzinie przejażdżki po dżungli udało nam się już poczuć pewniej w słoniowym siodle, nasz pan słonio-kierowca, czyli kornak, nagle zeskoczył na ziemię, wydał wierzchowcowi jakieś polecenie po nepalsku, którego oczywiście nie zrozumieliśmy i bez słowa wyjaśnienia oddalił się w krzaki. Patrzyliśmy w osłupieniu licząc, że chociaż odwróci się do nas i wzrokiem da znać, że wszystko OK. Ale on nie czuł takiej potrzeby. Czuł za to inną, którą musiał załatwić :-). Na szczęście nasze osierocenie na grzbiecie słonia w środku dżungli nie trwało długo, a pan korzystając z okazji zrobił nam nawet kilka zdjęć.

Elephant safari at Chitwan National Park. At one point our elephant-driver suddenly jumped off, and having muttered some commands to his elephant in Nepalese, which of course we didn't understand, disappeared in nearby bushes. Clearly, being orphaned on top of an elephant in the middle of the jungle is not what we're used to... Fortunately, having done his "business" he returned and even offered to take some photos :).


Samo przedzieranie się przez dżunglę na grzbiecie Trąbalskiego było dla nas wszystkich bardzo ekscytujące, a jak przyszło do przekraczania słoniem całkiem sporej rzeki, o mało nie spadliśmy z wrażenia.

Crossing a pretty big and deep river on an elephant was pretty exciting as well.


Spotkaliśmy też nosorożca, był całkiem blisko.



I stado bawołów.


Ale to i tak nie był koniec naszych przygód ze słoniami, oraz safari tego dnia. Następnym punktem programu była bowiem kąpiel ze słoniem!!! Ja spasowałam, ale Grześ i Nela zgłosili się na ochotnika. Nela, rozebrana do majtek bohatersko wdrapała się na słonia zanurzonym w rzece, ale prysznic z trąby wcale jej się nie spodobał. Co za dużo, to nie zdrowo.

Rekonesans.

Elephant safari was not the end of our adventures on that day. 
Are we brave enough to bath with elephants?


Nela i Grześ biorą prysznic z trąby.

Well, Grześ and Nela were! Until they got totally sprayed with water straight from the trunk.


Gdy Nelka opuściła naszego słonia Grześ wytrzymał całkiem solidne kąpanie.


Odwiedziliśmy też małe i duże słonie.



Taki nadmiar wrażeń nawet niezmordowaną Nelę pokonał.

All this excitement.... 


I dobrze bo po południu czekało nas jeszcze 5 godzin safari jeepem. O tej porze roku nie miało ono niestety żadnego sensu, bo trawy są tak wysokie, że oprócz nich, niewiele widać :(.

Na szczęście mieliśmy fajny przystanek na farmie krokodyli.

We didn't see many animals as the tall grasses were obstructing the view... but we saw some funny looking crocks at a farm.



I przystanek w lesie na zmianę przebitego koła.

While driving in the Chitwan forest we had to change a punctured tire. Perfect opportunity for some nappy changing too.
 

5 komentarzy :

  1. Bomba, nie moge sie doczekac sloni w Tajlandii! Szczesliwie ja tez chyba wole "wiecej sloni, mniej swiatyn" :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie robię biszkopt i myślę jak Tobie ostatnio wspaniale wyszedł :0!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiecej sloni niz swiatyn,lol-kazdy by wolal!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Suuuper!
    Długo jedzie sie do tego parku z Kathmandu?

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie tak dugo, jakies 5-6 godzin autobusem z przystankiem na lunch. Dla dzieci - rewelacja. Dla staruchow, tez fajnie aczkolwiek lepiej pojechac tam na wiosne, kiedy trawy sa nizsze.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...