poniedziałek, 28 listopada 2011

Olaf

W powszechnym głosowaniu rodzinnym podjęto dziś decyzję, że "junior" a.k.a "Aleksander" będzie miał na imię Olaf.

niedziela, 27 listopada 2011

Synek i poród z przygodami

U nas nic nie może być normalnie, Nela rodziła się 24 godziny a jej brat... no właśnie, zaraz opowiem. Po pierwsze to już od 2 tygodni miałam jakieś-tam skurcze, głównie w nocy, ale nic poważnego, jakoś przez skórę czułam, że jak się już zacznie naprawdę to trzeba będzie jechać szybko do szpitala. Ze względu na konieczność podania antybiotyku podczas porodu odradzano nam tym razem poród w domu, więc trochę się stresowałam jak to będzie. W piątek rano około 8 obudziły mnie lekkie skurcze, ale na tyle się zdążyłam ostatnio uodpornić, że jeszcze spokojnie zjedliśmy wszyscy razem śniadanie.

Przygody zaczęły się już w taksówce, kiedy to kierowca najpierw potrącił zaparkowany samochód w wyniku czego stracił lusterko, a następnie wydawał się zupełnie nie wiedzieć gdzie jest szpital. Nie wiem czy dało się jechać bardziej okrężną drogą, ale zwiedziliśmy solidną część południowego Londynu. Jak się domyślacie lekko mnie to zirytowało, ale Grześ starał się utrzymać miłą atmosferę. W szpitalu zbadały mnie 2 położne i orzekły, że jeszcze o wiele wiele za wcześnie, do porodu dużo czasu, mamy wracać do domu i czekać. Widoczny przez okno szpitala zegar Big Ben wskazywał 10:45. Na myśl o kolejnej podróży taksówką postanowiliśmy nie stosować się do rady personelu medycznego i korzystając z uroczej, ciepłej, słonecznej pogody przejść się na spacer nad Tamizą. Gdy znaleźliśmy się przed szpitalem zrobiło się jasne, że sprawy przybierają szybszy obrót i kolejną godzinę spędziliśmy spacerując między skurczami po miłym trawiastym skwerku. Równo o 12:00 postanowiłam, że może powinniśmy powoli wracać do szpitala, w głównym holu miałam taki skurcz, że nie było chyba osoby która by ten fakt przeoczyła... Po wyjściu z windy odeszły mi wody a o 12:16 trzymałam w ramionach synka... Na szczęście na te 4 minuty porodu w szpitalu miałam bardzo fajne położne :).

Synek, 25 listopada 2011, 12:16, waga wskazała 3800 gr, a miarka 52 cm.

Z rodzicami.

Widok z okna naszego pokoju na oddziale londyńskiego szpitala St. Thomas' - "Home from Home", gdzie porody przyjmują tylko położne, naturalnie i bez żadnych interwencji medycznych. W nagrodę za wytrwałość nowi rodzice mogą spędzić dobę w prywatnym pokoju z widokiem na Parlament.

W sobotę wieczorem Nelunia przyjechała z Grzesiem, żeby poznać brata i odebrać nas ze szpitala. Była taaaaak przejęta!

Nie widzieliśmy się od piątku rano więc Nela była już strasznie stęskniona. Podczas naszej nieobecności troskliwie opiekował się nią Dziadek Lech, ale ze względu na okropne przeziębienie musieliśmy zastosować wobec niego kwarantannę.

wtorek, 22 listopada 2011

Empatia u 2.5 latka

Małpa w kąpieli

Po wielokrotnym przeczytaniu klasyka Fredry o "Małpie w kąpieli" (co odkręca tyle gorącej wody, że parzy ją w stopy) Nela nabrała ochoty na zabawy swoją małą pluszową małpką. Zbudowałyśmy dla niej wannę z drewnianych klocków, małpa ułożyła się wygodnie a my postanowiłyśmy dolać jej klockowej wody. Niebieski klocek grał zimną wodę, a czerwony gorącą. Z zimną nie było problemu, Nela ochoczo nalała małpce wody w postaci niebieskiego klocka, ale jak przyszło do dolewania gorącej... po prostu nie była w stanie tego zrobić. Minę miała taką jakby miała właśnie utopić w sadzawce miot uroczych kociaków. Kilka razy już prawie prawie włożyła małpie do wanny czerwony klocek ale obawa, że może dolać jej za dużo gorącej wody i w efekcie poparzyć, okazała się silniejsza. A przecież trzymała "gorący" klocek w ręku i czuła, że nie parzy, wiedziała że małpa jest pluszowa i nieprawdziwa, ale co ta jej wyobraźnia może zdziałać i jak silną empatię potrafi okazać nie przestaje mnie zdumiewać. Coby jej już nie stresować znalazłyśmy klocek pomarańczowy, który reprezentował ciepłą wodę i Nela z wyraźną ulgą "dolała" go do małpinej kąpieli.

Abecadło

Mamy właśnie fazę na literki, pytania "na jaką literkę zaczyna się...." i co za tym idzie, książeczkę Tuwima "Abecadło". Jak miłośnikom Tuwima wiadomo abecadło spada z pieca, w wyniku czego poszczególne literki doznają mniejszych lub większych kontuzji. I w tym przypadku abstrakcyjność literek nie stanęła na przeszkodzie - zarówno nieszczęście literki R, które "prawą nogę złamało" jak i A co "zwichnęło nóżki" bardzo Nelkę zmartwiło. Dopiero zapewnienia, że mama albo tata tych dzieci do których należały literki, na pewno naprawili R klejem lub, jak to mówi Nelka - "taśmą klejową" i już jest cała poskładana, pozwoliły jej śmiać się przy innych fragmentach np. jak "L do U wskoczyło" :). Potem do dzieła przystąpił pluszowy miś polarny, który nie dość że naprawił nasze literki zbudowane z klocków, które odgrywały scenki z "Abecadła", to jeszcze zmierzył im temperaturę (w roli termometru - łyżka do zupy)!

środa, 16 listopada 2011

Odwiedziny Agaty i jesień w Londynie

Długo wyczekiwane odwiedziny Agaty przypadły akurat na otwarcie sezonu chorobowego, więc Ciocia przeszła prawdziwy test cierpliwości i umiejętności zajmowania się Buczkiem Mruczkiem. Zawsze nas zadziwia jak Nela poznaje bliskie jej osoby po długiej rozłące, nawet gdy nie jest w najlepszej formie. Z Agatą bawiła się tak jakby od urodzenia widziała ją codziennie, nie było najmniejszego problemu żeby zostawić ją pod opieką Cioci, a samemu wyskoczyć na zakupy czy na randkę (!) do kina. Mały kryzys był tylko wtedy gdy Nela zorientowała się, że nie wracamy na kładzenie spać, ale oczywiście Ciocia szybko opanowała sytuację. Dziękujemy!

Ja miałam nadzieję, że niejaki "Aleksander" jak brzuchowego bobasa nazywa Nela, zrobi nam przysługę i pojawi się w trakcie pobytu Cioci (co rozwiązałoby skomplikowane kwestie logistyczne opieki nad Nelą) ale... 39 tyg i 4 dni a tu nadal tylko fałszywe alarmy, niektóre tak przekonujące, że w sobotę w nocy byliśmy już prawie w drodze do szpitala :).

Londyński sezon przeziębieniowy rozpoczęty... Jak nigdy, Nela zasnęła po południu na kanapie słuchając piosenek dla dzieci. Niestety razem ze zdrowiem popsuła nam się też wieża audio, co Nela z przejęciem oznajmiła Grzesiowi po powrocie z uczelni: "Tato, tato, zepsuła nam się góra".

Czytanie to jedna z niewielu rzeczy, na które Buczek Mruczek ma ochotę kiedy jest chory. Książeczki działają wyjątkowo anty-jękowo więc na zmianę starałyśmy się zajmować nimi naszego marudnika.

W niedzielę pozwoliliśmy sobie na dłuższe wyjście na dwór. Latająca Nelka - dwoje wspinaczy robi dziecku "raz, dwa, trzy...."

Nie obyło się bez moczenia rąk w strumyczku-fontannie przy London Bridge.

Odwiedziliśmy też nową lokalną galerię sztuki nowoczesnej The White Cube na Bermondsey Street, w której niestety nie można robić zdjęć. Neli najbardziej podobały się pleksiglasowe flety zawieszone pod sufitem i wydające dość nieskoordynowane, monotonne dźwięki, które dla nas po pewnym czasie były formą lekkiej tortury.

"Teraz jest jesień" ciągle przypomina nam Nela jak tylko zobaczy kolorowe liście. Fascynują ją zmieniające się pory roku - A Babci Basi bardzo dziękujemy za książeczkę o tej właśnie tematyce!

sobota, 5 listopada 2011

Guy Fawkes i Spisek Prochowy

Choć Guy Fawkes nie był przywódcą Spisku Prochowego, to właśnie on jako pierwszy wpadł w ręce władz, gdy rankiem 5 listopada 1605 roku pilnował 36 beczek prochu nagromadzonych pod budynkami Parlamentu. Celem grupy katolickich spiskowców do których należał Fawkes, było wysadzenie Izby Lordów podczas ceremonii inauguracji obrad i tym samym uśmiercenie Króla Jakuba I oraz zgromadzonych tam biskupów i arystokracji. Na szczęście dla Króla i Lordów, a niestety dla spiskowców ktoś w anonimowym liście powiadomił władze o planowanym wybuchu i kolaboratorzy jeden po drugim zostali ujęci. Zaserwowano im ekscytujący pobyt w lochach The Tower of London w celu dowiedzenia się co i jak, a następnie skazano na śmierć (nie będę wdawać się w szczegóły egzekucji, bo są stosunkowo makabryczne). A ku przestrodze i aby uczcić odkrycie spisku, już ponad 400 lat temu ustanowiono 5 listopada oficjalnym świętem znanym też jako Bonfire Night oraz Fireworks Night, podczas którego rozpala się wielkie ogniska, puszcza fajerwerki i pali kukły Guy'a Fawkes'a.

Widzowie na pokazie fajerwerków w naszym lokalnym Southwark Park'u.

Nelunia chciała oglądać fajerwerki z ramion taty.

Wzbogaceni o wiedzę z testu na obywatelstwo Life in the UK (oboje z Grzesiem zdaliśmy!) poprzedniego dnia i w sobotę opowiadaliśmy Nelce o tradycji święta Guy Fawkes Night (z pominięciem tortur i egzekucji sprawców...), oglądaliśmy fajerwerki w internecie i rysowaliśmy je kredkami. Nela nie mogła się doczekać zobaczenia sztucznych ogni na żywo... I rzeczywiście przez pierwszą minutę bardzo jej się podobało. Ale niebawem coraz większe kule kolorowych ogni z hukiem wybuchały nam (jak to się mogło wydawać) tuż nad głowami. Nela miała coraz bardziej niewyraźną minę, zatkała sobie rączkami uszy, zamknęła oczy i wtuliła się w bezpieczne ramiona tatki :). W tej pozie dzielnie doczekała końca pokazu i z ulgą wróciła do domu. Dojście do siebie trochę jej zabrało, szczególnie że wybuchy słychać było cały wieczór. Rano komentowała "Tych dużych fajerwerek trochę się przestraszyłam, bo były dla mnie za głośne". Ja miałam nadzieję, że długi spacer i porcja wrażeń zmotywuje naszego juniora do opuszczenia brzucha, ale na razie nie ma chyba takich zamiarów i dalej zajmuje moją przestrzeń życiową.

A dla nie bojących się patrzeć i odpornych na hałas, Southwark Council przygotował naprawdę niesamowitą ucztę wizualną.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...