Przygody zaczęły się już w taksówce, kiedy to kierowca najpierw potrącił zaparkowany samochód w wyniku czego stracił lusterko, a następnie wydawał się zupełnie nie wiedzieć gdzie jest szpital. Nie wiem czy dało się jechać bardziej okrężną drogą, ale zwiedziliśmy solidną część południowego Londynu. Jak się domyślacie lekko mnie to zirytowało, ale Grześ starał się utrzymać miłą atmosferę. W szpitalu zbadały mnie 2 położne i orzekły, że jeszcze o wiele wiele za wcześnie, do porodu dużo czasu, mamy wracać do domu i czekać. Widoczny przez okno szpitala zegar Big Ben wskazywał 10:45. Na myśl o kolejnej podróży taksówką postanowiliśmy nie stosować się do rady personelu medycznego i korzystając z uroczej, ciepłej, słonecznej pogody przejść się na spacer nad Tamizą. Gdy znaleźliśmy się przed szpitalem zrobiło się jasne, że sprawy przybierają szybszy obrót i kolejną godzinę spędziliśmy spacerując między skurczami po miłym trawiastym skwerku. Równo o 12:00 postanowiłam, że może powinniśmy powoli wracać do szpitala, w głównym holu miałam taki skurcz, że nie było chyba osoby która by ten fakt przeoczyła... Po wyjściu z windy odeszły mi wody a o 12:16 trzymałam w ramionach synka... Na szczęście na te 4 minuty porodu w szpitalu miałam bardzo fajne położne :).
Synek, 25 listopada 2011, 12:16, waga wskazała 3800 gr, a miarka 52 cm.







Gratuluję! b.
OdpowiedzUsuńGRATULUJE!!!!!! ciesze sie ze jestescie wszyscy w takiej dobrej formie. Evelina
OdpowiedzUsuńMały na razie operuje na czasie Australijskim - w nocy je i dokazuje a w dzien spi, ale troche mu sie juz poprawia. Sciskam i dzieki za gratulacje!
OdpowiedzUsuń