Popływamy tą łajbą z tektury
Na Mazury gdzie wiatr zimny wieje
Gdzie są ryby i grzyby i knieje!”
Od kiedy wyjechaliśmy do Londynu ponad 5 lat temu, nie udało nam się spędzić prawdziwych wakacji w Polsce. Kusiło wspinanie, narciarstwo i inne kontynenty, a nasze dotychczasowe wizyty w ojczyźnie były raczej ciężką harówką i opierały się na zarządzaniu skomplikowanym grafikiem spotkań z dawno nie widzianą rodziną i znajomymi. Tym razem postanowiliśmy inaczej podejść do rzeczy i w przerwie miedzy ślubami i wizytami, wyskoczyć na kilka dnia na mazurską działkę z Babcia Basią i Dziadkiem Stefanem. I wilk syty i owca cała ... no możne trochę nadgryziona.
Nela przekonała się, że żeglarska szanta którą śpiewaliśmy jej w samochodzie to najszczersza prawda. Było i pływanie łajbą – a raczej kajakiem po pobliskim jeziorze Serwent, i kąpanie w lodowatej wodzie, wiatr, deszcz i słonce. Zgodnie z przewidywaniami huśtawkowa narkomanka nie chciała schodzić z hamaka bez względu na pogodę, ilość wybujanych godzin lub zawartość bielizny... i nieraz rozdzierający ryk zakłócał ciszę lasu, płosząc okoliczne ptaki. Zgłodniali leśnych przysmaków, przedzierając się przez chaszcze w towarzystwie chmar żarłocznych komarów zbieraliśmy grzyby (starczyło na jajecznice), jagody i poziomki.
Zachwycona Nela z Dziadkiem Stefanem na kajaku. Wnuczka została wyposażona w profesjonalną kamizelkę ratunkowa w razie wodowania... do czego koniec końców nie doszło.
A woda za ciepła nie była... przynajmniej dla niektórych.
Na grzybach - lipcowy prawdziwek!
Kije - im większe tym lepsze.
Hamaka nigdy dość, "mamo wyżej, wyżej, wyżej!
Obowiązkowe pieczenie kiełbasek w kominku - mniam.
A do tego udało nam się trafić na sezon czereśniowy - nigdzie na świecie nie ma takich czereśni jak w Polsce!
Wsuwałyśmy słodkie, soczyste czereśnie nawet podczas wieczornej kąpieli.
Nela kontynuowała naukę korzystania z nocniczka i kibelka z mieszanym skutkiem. Z reguły na sznurku suszyła się przynajmniej jedna para odzienia po wypadku.
Książki można też czytać tak po prostu - np. z Babcią na ganku.
u nas są już pierwsze sukcesy nocnikowe, czyli dni bez mokrych gaci, ale takie dni zdarzają się rzadko. zwykle choć jeden sik w gacie musi zostać zaliczony :)no a bartuś za to nadrabia, bo robi kupę raz na tydzień
OdpowiedzUsuń