wtorek, 5 lipca 2011

Polska - Mazury!

"Na Mazury, Mazury, Mazury

Popływamy tą łajbą z tektury

Na Mazury gdzie wiatr zimny wieje

Gdzie są ryby i grzyby i knieje!”


Od kiedy wyjechaliśmy do Londynu ponad 5 lat temu, nie udało nam się spędzić prawdziwych wakacji w Polsce. Kusiło wspinanie, narciarstwo i inne kontynenty, a nasze dotychczasowe wizyty w ojczyźnie były raczej ciężką harówką i opierały się na zarządzaniu skomplikowanym grafikiem spotkań z dawno nie widzianą rodziną i znajomymi. Tym razem postanowiliśmy inaczej podejść do rzeczy i w przerwie miedzy ślubami i wizytami, wyskoczyć na kilka dnia na mazurską działkę z Babcia Basią i Dziadkiem Stefanem. I wilk syty i owca cała ... no możne trochę nadgryziona.

Nela przekonała się, że żeglarska szanta którą śpiewaliśmy jej w samochodzie to najszczersza prawda. Było i pływanie łajbą – a raczej kajakiem po pobliskim jeziorze Serwent, i kąpanie w lodowatej wodzie, wiatr, deszcz i słonce. Zgodnie z przewidywaniami huśtawkowa narkomanka nie chciała schodzić z hamaka bez względu na pogodę, ilość wybujanych godzin lub zawartość bielizny... i nieraz rozdzierający ryk zakłócał ciszę lasu, płosząc okoliczne ptaki. Zgłodniali leśnych przysmaków, przedzierając się przez chaszcze w towarzystwie chmar żarłocznych komarów zbieraliśmy grzyby (starczyło na jajecznice), jagody i poziomki.

Zachwycona Nela z Dziadkiem Stefanem na kajaku. Wnuczka została wyposażona w profesjonalną kamizelkę ratunkowa w razie wodowania... do czego koniec końców nie doszło.

A woda za ciepła nie była... przynajmniej dla niektórych.

Na grzybach - lipcowy prawdziwek!

Kije - im większe tym lepsze.

Hamaka nigdy dość, "mamo wyżej, wyżej, wyżej!

Obowiązkowe pieczenie kiełbasek w kominku - mniam.

A do tego udało nam się trafić na sezon czereśniowy - nigdzie na świecie nie ma takich czereśni jak w Polsce!

Wsuwałyśmy słodkie, soczyste czereśnie nawet podczas wieczornej kąpieli.

Nela kontynuowała naukę korzystania z nocniczka i kibelka z mieszanym skutkiem. Z reguły na sznurku suszyła się przynajmniej jedna para odzienia po wypadku.

Książki można też czytać tak po prostu - np. z Babcią na ganku.

1 komentarz :

  1. u nas są już pierwsze sukcesy nocnikowe, czyli dni bez mokrych gaci, ale takie dni zdarzają się rzadko. zwykle choć jeden sik w gacie musi zostać zaliczony :)no a bartuś za to nadrabia, bo robi kupę raz na tydzień

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...