Po krótkim i zasłużonym odpoczynku w Delhi zgarnęliśmy Marysię, Michatka i Jankę, i wspólnie udaliśmy się samolotem na południe, w ostatnią część naszej podróży. Pierwszy przystanek - Hyderabad, traktowaliśmy trochę jak zło konieczne, bo trzeba było odebrać stamtąd służbowego Bastka. W przeciwieństwie do nas, Gazeta.pl podróże umieściła Hyderabad na liście miast, które warto odwiedzić w 2013. Tym samym mamy już Hyderabad zaliczony, na dodatek w 2012, i możemy śmiało stwierdzić, że chyba niewiele osób czytuje "gazetę" - bowiem turystów całkowity brak. Jest za to prawdziwie indyjski klimat: autentyczne, ostre jedzenie, szalony ruch uliczny (gdyby Bastek nie przeprowadził nas przez ulicę do tuktuka, chyba nadal byśmy tam tkwili), ciągnące się po horyzont, gęsto zaludnione miasto, wielopiętrowy budynek w kształcie ryby (dzieci zastanawiały się kto mieszka w ogonie) i bogacąca się na przemyśle IT nowa klasa średnia.
Mimo zachęty "gazety", nie zabawiliśmy w Hyderabadzie zbyt długo, więc nie wszystkie zabytki udało nam się zobaczyć. Przedpołudnie spędziliśmy w Forcie Golkonda. Całkiem przyjemnie.
Jak zwykle turyści płacą za wstęp 20 razy więcej niż lokalsi. W sumie trudno się dziwić.
Olaf skończył w Indiach 11 miesięcy i zaczął stać zupełnie sam! Taki piękny trawnik to dla podróżującego rodzica skarb - nie ma gdzie dzieci wybiegać ani wyraczkować.
Nie ma też ani grama prywatności i świętego spokoju. Gdy dzieci rysowały patykami na ziemi - od razu zebrał się pokaźny tłumek ciekawskich.
Spędziliśmy też sporo czasu na dworcu kolejowym w Hyderabadzie czekając na pociąg do Bijapur'u. Dworzec to dla naszych dzieci niezła atrakcja, pociągi można pooglądać, trąbią, sapią i w ogóle nareszcie coś fajnego się dzieje, nie tylko te ruiny, forty i świątynie!
Mimo zachęty "gazety", nie zabawiliśmy w Hyderabadzie zbyt długo, więc nie wszystkie zabytki udało nam się zobaczyć. Przedpołudnie spędziliśmy w Forcie Golkonda. Całkiem przyjemnie.
Jak zwykle turyści płacą za wstęp 20 razy więcej niż lokalsi. W sumie trudno się dziwić.
Olaf skończył w Indiach 11 miesięcy i zaczął stać zupełnie sam! Taki piękny trawnik to dla podróżującego rodzica skarb - nie ma gdzie dzieci wybiegać ani wyraczkować.
Nie ma też ani grama prywatności i świętego spokoju. Gdy dzieci rysowały patykami na ziemi - od razu zebrał się pokaźny tłumek ciekawskich.
Spędziliśmy też sporo czasu na dworcu kolejowym w Hyderabadzie czekając na pociąg do Bijapur'u. Dworzec to dla naszych dzieci niezła atrakcja, pociągi można pooglądać, trąbią, sapią i w ogóle nareszcie coś fajnego się dzieje, nie tylko te ruiny, forty i świątynie!
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz