niedziela, 17 marca 2013

Mała narciarka

Jakiś czas temu wróciliśmy z Włoch i od razu wpadliśmy w wir spraw codziennych - stąd niejakie przestoje. Wybaczcie!

Najważniejsze jest to, że we Włoszech nasz rodzinny dobytek powiększył się o:
1 małą narciarkę
1 złoty medal w slalomie

Below are some photos from Nela's first skiing trip, and video recording of her gold medal slalom run!

A było tak:

Jako długoletni miłośnicy gór nie mogliśmy się doczekać, by Nela na tyle zapanowała nad swoimi kończynami, żeby dało się jej do nich przyczepić narty i postawić na stoku. Gdy osiągnęła wiek 3 lat i 10 miesięcy uznaliśmy, że wreszcie jest gotowa na białe szaleństwo (na nartach już bywała... ale tylko w formie "bagażu").

W rozbudzeniu narciarskiej wyobraźni Neli i wyrobieniu odpowiedniego nastawienia :), pomogła nam książeczka "Zuzia jeździ na nartach" , którą gorąco polecamy. Przez kilka tygodni przed wyjazdem czytaliśmy o przygodach małej Zuzi i rozmawiałyśmy dużo o tym jak fajne jest narciarstwo i jak bardzo oboje z Grzesiem lubimy jeździć. W efekcie naszej domowej propagandy Nela była tak nakręcona na narty i lekcje z instruktorem (jak Zuzia), że odliczała dni i godziny do wyjazdu, a po dotarciu na miejsce natychmiast zarządziła wyjście do wypożyczalni sprzętu i do szkółki narciarskiej.

Przez jakiś czas wahaliśmy się czy uczyć ją własnym sumptem, w końcu Grześ spędził za czasów studenckich wiele godzin jako instruktor narciarski na sławetnej górce szczęśliwickiej w Warszawie. Z perspektywy, bardzo się cieszę, że zdecydowaliśmy się na szkółkę. Nela była absolutnie zachwycona swoją samodzielnością, mogła jeździć z innymi dziećmi a my na pewno nie mamy takiego doświadczenia w uczeniu brzdąców jak fantastyczni instruktorzy z włoskiej Arabby. Decyzję ułatwił nam fakt, że cena kursu była bardzo przystępna (180 e / 23 godziny), a Olaf miał przez pierwsze kilka dni wyjazdu 40 C gorączki (dosłownie)... więc jedno z nas i tak musiało opiekować się nim w cieple.

Kariera narciarska Neli wyglądała tak: 

1 dzień - 2 godziny
Podekscytowana zameldowała się na stoku w narciarskim ekwipunku wraz z dwojgiem innych dzieciaków. Bez zbędnych ceregieli pani instruktorka założyła całej trójce narty i spięła im czubki nart genialnym klipem, który trzyma je w pługu nie pozwala się skrzyżować, i taką "pizzą" zjeżdżali z małej górki, na którą zabierał ich "magiczny dywan". Nela była tak przejęta, że bez problemu została sama, a w pani instruktorce Grazielli, od razu się zakochała.


2 dzień - 3 godziny
Pierwsze próby jazdy bez klipa, slalomem pod kolorowymi mostkami. Pewniej stała na "magicznym dywanie".

 

3 dzień - 3 godziny
Po 2 zjazdach na przy-szkółkowym małym stoku dzieciaki przeniosły się na duży stok! Najpierw z panią instruktorką, a potem zupełnie samodzielnie, Nelunia wjeżdżała do góry wyciągiem talerzykowym! 



4 dzień - 3 godziny
Pierwsze wjazdy wyciągiem krzesełkowym, "ławeczką" jak ochrzciła go Nela, i klika zjazdów całą niebieską trasą. Nawet raz wjechała z rodzicami!


5 dzień - 6 godzin
Przed południem trening, potem lunch, a po południu mali narciarze startowali w pierwszych w życiu zawodach! Impreza była przygotowane niczym puchar świata. Przed startem briefing, zjazd próbny, obsługa pokazująca gdzie jechać, profesjonalne bramki, czas mierzony na foto-komórkę, konferansjerka z mikrofonem (w stroju lisa), kamizelki z numerami, podium, medale, strzelające Prosecco, pieniąca coca-cola i dyplom!

Liczy się oczywiście uczestnictwo... ale gdy pierworodna córka zdobywa swój pierwszy w życiu złoty medal i to w tak fantastycznym stylu (większość przejazdu zawodniczka ssała z wrażenia rękawiczkę :)) to mama może chyba uronić łzę wzruszenia!?



6 dzień - 6 godzin
Na dzieci czekała najprawdziwsza wyprawa w góry! Mikrobusem pojechały z instruktorami do pobliskiego ośrodka, z którego cała drogę przyjechały niebieskimi trasami na nartach!


Starszyzna, w sile - ja, Grześ i Ania, na niniejszym wyjeździe zwracająca się do siebie nawzajem per "Alberto" (po pierwsze po Tombie, po drugie w duchu czytanej we Włoszech książki genialnych braci Strugackich - Poniedziałek zaczyna się w sobotę) jeździła na zmianę: dwoje w górach, jedno opiekuje się przedszkolem.

Kuchenka narysowana na kartce, skarpetki udają chleb, a sałatka z crocs'ów = super zabawa :).


Olaf, jak już wydobrzał - całkiem fajnie bawił się na śniegu. I nawet przestał zdejmować swoje zabójcze okularki przeciwsłoneczne :).




 S-Alberto i T-Alberto na stoku, a Alberto-3 w bazie z dzieciakami.




Podczas jednego z moich dziecięcych "dyżurów", wybraliśmy się z dziatwą kolejką linową na szczyt górującego nad Arabbą szczytu, i spotkaliśmy tam Grzesia i Anię, wyrabiających narciarską normę (żadnego zatrzymywania i odpoczywania). Cudem uprosiliśmy ich o pamiątkową fotkę. 




W przyszłym roku też jedziemy! Było naprawdę rewelacyjnie.

Agatko, dzięki za motywację mailową, Ewiku - za Facebookwą :), bez Was bym chyba tego wpisu nie dokończyła :).

2 komentarze :

  1. rewelacja! nie mogłam się doczekać relacji z wyjazdu i jakiegoś znaku życia :) a na takie narty też musimy spróbować, chociac nie widzę na razie Michasia w tylu warstwach ubrania na raz. gratulacje Nela!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaaak, ubieranie dzieci w te wszystkie warstwy,butki narciarskie, gogle, kask.... zabieralo nam ok 30 min :).

      Nela dziekuje za gratulacje!

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...