niedziela, 4 listopada 2012

Indie - Goa, nareszcie wakacje

Po ponad 5-tyg podróżowania doczekaliśmy się zasłużonego odpoczynku na Goa. Mawiają, że Goa to nie Indie, niewątpliwie z Radżasthanem mają niewiele wspólnego. Święte krowy nie pałętają się na środku drogi, ruch jakby o jeden mniej chaotyczny i może trochę czyściej. Poza tym, zamiast figurek hinduistycznych - święte obrazki Jezusa ozdobione girlandami z kwiatów, a na lunch wieprzowe kiełbaski, ostre oczywiście. Niemniej, Goa ma atmosferę jedyną w swoim rodzaju, która to (zaobserwowaliśmy) wybitnie podoba się turystom rosyjskim. Sąsiadów ze wschodu, odwiedzających Goa całymi rodzinami jest tu zatrzęsienie. Menu po rosyjsku, szyldy pisane cyrylicą, kino po prostu. To praktycznie pierwsze miejsce w Indiach gdzie oprócz naszych dzieciaków, było mnóstwo innych blond maluchów! Rosjanie widać ani zagrożeniem malarycznym, ani innymi indyjskimi strachami się nie przejmują.

Wakacje to może trochę za dużo powiedziane, bo przez większość czasu byliśmy w składzie 3 dorosłych i 4 dzieci, jako że Bastek zdezerterował na jakiś czas pełnić obowiązki. Dzieci jakby czekały na ten moment, bo jedno po drugim zaczęły nam chorować. Gdzieś podczas wielogodzinnej podróży pociągiem z Hampi złapały paskudny wirus żołądkowy. W efekcie: jedne pawiowały, inne miały biegunkę, jeszcze inne i jedno i drugie. Szczęście w nieszczęściu, że byliśmy stacjonarni, a na plaży w miarę łatwo było je w tej sytuacji obrobić. Pawik w piasek - no problem. Biegunka - ciepłe morze blisko :). 

Oprócz zabawy w piasku i morzu, udało nam się trochę na raty pozwiedzać i ponurkować.

Bambusowo-trzcinowy domek w Dunes Holiday Villages w Mandrem, prawie południowa Tajlandia. Gorąco polecamy tą miejscówkę - piękna plaża, dobra knajpa, mało ludzi.



Janka zawirusowana :(.


Drzemeczka maluchów w chatce na plaży przy szumie Oceanu Indyjskiego.


Waran z Komodo? Nawet identycznie sypie piachem jak biegnie.


Nieodłączny samochód :).


Michaś i Nela, wyposażeni w nabyte na miejscu wiaderka, łopatki i foremki, budowali forty, stupy, zamki i baby z piasku... Odważnie pływali w całkiem sporych falach, ale niech dziadkowie się nie denerwują - wszystko oczywiście pod czujnym okiem rodziców.  


Odwiedziliśmy też Old Goa, fort i stolicę - Panaji. Architektura zupełnie inna niż w reszcie kraju. W końcu Goa do 1961 roku była kolonią portugalską.







Chrześcijaństwo w wydaniu indyjskim.


Koleżanki z podwórka. 


Jak mi starczy zapału to jeszcze o nurkowaniu napiszę w następnym odcinku.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...