piątek, 12 lutego 2016

Wietnam - Ho Chi Minh City

Wydostanie się z turystycznej delty Mekongu w trakcie trwania świąt Nowego Roku graniczyło z cudem. Nie było biletów na autobusy, taksówki nie chciały się zatrzymywać, obojętni turyści w zapełnionych do połowy autobusach nie chcieli nas zabrać na stopa. W końcu, jak to zwykle bywa w Azji, stryjeczny wujek kuzynki jakiejś przypadkowo poznanej na parkingu dziewczyny zabrał nas do naszego finałowego przystanku - Ho Chi Minh City, swoim własnym samochodem ... oczywiście za grube dolary. Nie mając wyjścia, odżałowaliśmy.

Drugą stroną świątecznego medalu było to, że Sajgon na czas wolnego opuściły całe milionów mieszkańców (Ci sami, którzy spędzali wakacje w ww. delcie, lub odwiedzali rodziny). Nie pytajcie jak to miasto wygląda, gdy te brakujące miliony przemierzają ulice swoimi motorkami i wypełniają każdy centymetr kwadratowy chodników. Ja chyba nie chcę się dowiedzieć.

Korzystając z relatywnie "pustego" miasta ("sajgon" był i tak), przemierzyliśmy na piechotę całe kilometry. Tzn "duże" dzieci na własnych nóżkach, a Iga częściowo w nosidle.


Kult Ho Chi Minh'a, ojca współczesnego Wietnamu jest wciąż żywy. Natomiast jego zabalsamowane ciało można zobaczyć w specjalnym mauzoleum (darowaliśmy sobie odwiedziny tym razem). 


Ho Chi Minh pewnie cieszy się, że sierpów i młotów jest w Wietnamie nadal całkiem sporo.


Południowy Wietnam przez długie lata bronił się przed komunizmem, a szczególne miejsce w tej walce zajmuje Reunification Palace, gdzie urzędował Prezydent. To właśnie tu oficjalnie zakończyła się wojna wietnamska gdy 30 kwietnia 1975, czołg armii Wietnamu Północnego wjechał do ... głównego holu.

 



 


Sajgon współczesny.

 


 

Świątynia Taoistyczna The Jade Emperor Pagoda - solidnie przykurzona i osnuta dymem z kadzidełek, jest zdecydowanie warta zobaczenia. Taoizm religijny powstał przez połączenie filozofii taoistycznej z wierzeniami ludowymi i magicznymi. I taka właśnie jest ta świątynia. Pełna przedziwnych rzeźb i figurek wystrojonych w kolorowe ubrankach, którym pali się wonności i składa ofiarę ze świętego oleju, całość oświetlona migającymi jarzeniówkami i kiczowatymi dyskotekowymi światełkami. Na mojej sajgońskiej liście: "absoluten mus".













I na koniec, Sajgończycy którzy na szczęście uwielbiają się fotografować ;).





 
No dobra, z małymi wyjątkami, bo ile można pozować?!?


wtorek, 9 lutego 2016

Wietnam - Delta Mekongu, czyli w królestwie motorków i łodzi

Z Rabbit Island, udaliśmy się tuk tukiem do granicy z Wietnamem, gdzie mieliśmy spędzić kolejne kilka dni. Po uiszczeniu jakiejś szemranej opłaty i pomiarze temperatury ciała u całej naszej 5-ki... (?)  przeszliśmy granicę na piechotę, a po wietnamskiej stronie zaczęliśmy szukać tuk tuka, żeby dostać się do kolejnego większego miasteczka i dalej do serca delty Mekongu - Can Tho. I tu spotkała nas pierwsza niespodzianka... otóż w Wietnamie nie ma tuk tuków... za to wszyscy pędzą dokądś motorkiem. Czatujący na granicy pan naganiacz przekonywał nas z miną pokerzysty, że spokojnie zmieścimy się z nim na jednym motorku... (w 5 osób z plecakiem, walizką i wózkiem) ale nie starczyło nam wyobraźni i odwagi żeby spróbować.


Jestem pewna, że gdybyśmy dali panu szansę - pewnie by się udało. Zamiast tego, przepłaciliśmy za taksówkę.

Wietnamczycy na motorkach to istne szatany. Za punkt honoru mają nie używanie hamulców, wszyscy zdają się bawić w "kto się zatrzyma ten syf". W ciągu zaledwie 3 dni widzieliśmy kilka karamboli skuterów i motorków, a każde przejście przez ulicę opanowaną przez morze pędzących pojazdów mroziło krew w żyłach... Tej strony, Wietnamu nie wspominamy za dobrze. Oczywiście miejscowi jazdę skuterkami i akrobatyczną równowagę wysysają z mlekiem matki (dosłownie), ciężko oderwać oczy i aparat od ich wyczynów. Nie ma chyba rzeczy, ani ilości pasażerów, której nie przewieźliby swoim jednośladem.






 


Na motorek się nie skusiliśmy, ale wietnamskie długodystansowe autobusy z miejscami leżącymi to istna rewelacja. Można się naprawdę zrelaksować po trudach dojścia na dworzec.

 

 



Południe Wietnamu jest poprzecinane setkami odnóg rzeki Mekong i połączone kanałami. Warkotowi motorków wtórują zatem łódki i łódeczki, które królują na wodzie.My odwiedziliśmy jedynie Can Tho oraz Mai Tho, oba raczej intensywnie turystyczne.








Od huku silników większych jednostek, można odpocząć udając się na wycieczkę mniejszymi kanałami.



Choć czasem ciszę zakłóca fakt, że w trakcie przerwy noworocznej, tysiące turystów też chce zobaczyć deltę. Szczególnie w tym momencie byłyśmy dla nich z Igą większą atrakcją niż sama przejażdżka łodzią ;).


Mekong to centrum tutejszego życia, łowi się w nim ryby, robi się w nim pranie, myje się jedzenie, puszcza statki na szczęście z okazji nowego roku, wyrzuca się do niego tony śmieci i ścieków...








Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...