sobota, 29 września 2012

Nepal - "Graflok mieszka na Himalaju"

Po kilku godzinach emocji w kolorowym nepalskim autobusie dojechaliśmy dziś z Chitwan (gdzie dosiedliśmy słonia i widzieliśmy nosorożca!) do Pokhary, skąd jutro rano wyruszamy na trekking w Himalajach. Oczywiście nie zasadzamy się na zdobywanie niedostępnych, zaśnieżonych szczytów, ale chcemy przejść jeden z łatwiejszych dostępnych tu szlaków - Poon Hill Trek. Trzymamy teraz kciuki, żeby przewodnik i tragarze, których w połowie już opłaciliśmy w Kathmandu, raczyli pojawić się w umówionym miejscu :). Nasi przyjaciele z New Delhi - Marysia i Bastek z dzieciakami, dołączą do nas wieczorem więc nasza karawana będzie prezentowała się następująco: 4 dorosłych z dziećmi na plecach, 3 tragarzy niosących nasze plecaki i przewodnik.

Większość z Was wie, że nasza Nela ma ulubionego bohatera książeczki, niejakiego Gruffalo (którego przechrzciła Graflokiem), który zawsze jest "o jeden" lepszy. Czego by człowiek nie robił, może być pewny, że owy Graflok robi to lepiej, jest silniejszy, wyższy, bardziej uzdolniony, ma więcej paszportów (5), więcej je, nosi etc. Więc jak tylko Nela dowiedziała się, że jedziemy w Himalaje, najwyższe góry na świecie, bez wachania poinformowała nas, że "Graflok właśnie mieszka na Himalaju". Poszukamy, może go spotkamy? 

W buddyjskiej świątyni Bodhnath ofiarowałysmy z Nelą świeczkę w intencji udanego trekingu :).



Przez kolejnych 5 dni nie będziemy mieli dostępu do internetu. Odezwiemy się po powrocie do "cywilizacji".

wtorek, 25 września 2012

Nepal - Smog w Kathmandu


Nie myślałam, że przeżycie szoku kulturowego wjeżdżając dokądkolwiek z Indii jest wogóle możliwe, ale cały dzień spędziliśmy dziś z rozdziawionymi gębami plącząc się po zaułkach Bhaktapur w Nepalu i nie wiedząc w co aparat włożyć. Gdzie nie spojrzeć - potencjał na fotkę z okładki NG. Co jakiś czas szczypaliśmy się w rękę mając wrażenie, że jesteśmy w jakiejś innej rzeczywistości - Nepal jest tak różny od wszystkiego co do tej pory widzieliśmy! Bardzo, ale to bardzo nam się tu podoba, mimo, że przez 50% czasu nie ma albo prądu albo cieplej wody :0.

Oprócz zabytków, Kathmandu zaskoczyło nas nieprawdopodobnym hałasem i zapyleniem, a zawsze kojarzyło nam się z miasteczkiem a la Zakopane. Okazało się, że z Krupówkami nie ma nic wspólnego, a o wdechu świeżego powietrza można jedynie pomarzyć. Jednym z podstawowych elementów wyposażenia katmanduńczyków jest maseczka zakrywająca nos i usta. Widoków również nie ma, za duży smog i chmury. Może bardziej poszczęści nam się na trekingu?
 



niedziela, 23 września 2012

Indie - I ty możesz zostać gwiazdą... w Delhi


"Tylko nie myślcie, że to są prawdziwe Indie" przywitał nas Bastek po wyjściu z lotniska w Delhi, które rzeczywiście wygląda dość nowocześnie, czysto i porządnie. Zbudowane je przecież dopiero 2 lata temu! Prowadządca do niego kilkupasmowa droga mimo takiego samego młodego wieku, ma już bardziej indyjski charakter i indyjską jakość. Nie licząc królujących tu szalonych kierowców trzeba omijać losowo postawione policyjne zasieki (np. na zakręcie), dziury w których spokojnie mógłby zmieścić się czołg oraz całą masę ludzi, kramów i zwierząt drzemiących przy krawężnikach jakby nigdy nic. Mieszkający w Delhi od 2 lat Bastuszka w swoim indyjskiej terenówce 4x4 czuje się tu jak ryba w wodzie, trąbi jak rasowy hindus i wymija pędzące pod prąd rowerowe kyksze o milimetry.

Prawdziwe Indie są na szczęście nieopodal, więc już w ciągu dwóch pierwszych dni mogliśmy nie tylko zwiedzić niesamowite zabytki z list UNESCO i hałaśliwe Stare Delhi ale i poczuć się jak Brat Pitt i Angelina. Wyjazd do Indii z dwojgiem niebieskookich i jasnowłosych małych dzieci to jeden z najlepszych sposobów żeby zwykły szary człowiek mógł poczuć się prawdziwą gwiadą. Oczywiście nie ja czy Grześ jesteśmy powodem popularności. Ciekawe kiedy Nela zacznie uciekać na widok Hindusa z wyciągniętą do niej ręką? Na razie doświadczamy jak to jest zmieniać na kolanie pieluchę wyrywająceu się Olafowi podczas gdy pokaźny tłumek nagrywa całe zajście na komórkowe kamerki.

Tym czasem po 2 dniach wylatujemy do Nepalu, do Indii jeszcze wrócimy za 2 tygodnie jak zrobi się trochę chłodniej :).

Internet mamy wolny więc zdjęcia wrzucimy jak tylko przepustowość się poprawi.



sobota, 22 września 2012

Jedziemy do Indii i Nepalu

W duchu tego szalonego roku jedziemy na ponad 6 tygodni do Indii i Nepalu.  Wracamy 5 listopada, i zaraz potem do pracy.

Ostatnie kilka dni przed wyjazdem upłynęło nam pod znakiem kompletowania i pakowania 70 kilogramów dobytku w tym:

11 kg jedzenia w tubkach (90 sztuk)
5 kg kaszek 


Wybaczcie więc blogowe przestoje! Postaramy się coś napisać z podróży.

czwartek, 20 września 2012

Zwierzak


Trawojad 


Glonojad

  
Ziemiojad 

środa, 19 września 2012

Towarzysko i rodzinnie

Wyjazd do Polski to nie do końca odpoczynek, bo chciałoby się w krótkim czasie odwiedzić nie tylko rodzinę, ale też wszystkich naszych znajomych których "nagromadziliśmy" przez te lata. Przyjaciółki z dzieciństwa, z czasów liceum, studiów i pierwszej pracy. Nie wszystkich udało się zobaczyć, na niektóre spotkania przybywaliśmy spóźnieni o 1.5 godziny... a dzieci nieraz do późna dokazywały korzystając z okazji rozluźnionej "rutyny". Oglądając zdjęcia po powrocie stwierdziłam, że w tym ferworze aparat chyba w ogóle nie opuścił swojej torby podczas niektórych... szkoda. Tyle ma się sobie do powiedzenia po długiej rozłące a trzeba przecież ujarzmić naszą ruchliwą dwójeczkę, a częściej jeszcze trójeczkę, czwóreczkę, albo i szósteczkę dziatwy. Nieraz na zdjęcia jakoś zabrakło zapału, czasu i dodatkowej ręki.

Udało się też odwiedzić Centrum Kopernik. Wszyscy byliśmy zachwyceni i wyczerpani. 


Środę spędziliśmy na boisku Wojtka i Bartka w Wesołej.


I spotkaliśmy tam Michatka i Jankę z rodzicami! Wieczorem nie mogło zabraknąć oglądania Peppy.


Przedstawienie na Plaży w Wilanowie.


Z Julką i Kubą na działce.


Prawda że podobne?


Wizyta na wsi.


Aaaaaauuuuu. Okazało się, że przekroczyliśmy jakiś limit miejsca na zdjęcia! Ratunku!?

środa, 12 września 2012

Chrzest numer 2

Pobyt w Polsce najfajniej zacząć od dużego i wesołego rodzinnego spotkania jakim w tym przypadku był chrzest Olutka. Choć zorganizowanie wszystkiego w trybie zdalnym oraz zdobycie rozlicznych karteczek, podpisów i zaświadczeń wymagało pewnej determinacji i pomocy, koniec końców udało się i ochrzcić i świętować.     

PRAWIE wszystkie chrzczone tego dnia dzieci grzecznie siedziały na rękach rodziców...


Z racji wieku, Olaf nie dostarczał nam tak fajnych komentarzy jak Nela podczas swojego chrztu. Ale polewanie święconą wodą i nacieranie olejkami również zniósł bez głośnych protestów. Zresztą, Nela od miesięcy trenowała brata w byciu chrzczonym wylewając mu na głowę i twarz hektolitry wody z konewki podczas wieczornych kąpieli. Ciepła woda w oczach, nosie i uszach mu co do zasady nie przeszkadza, ale gdy Nela próbowała zrobić z niego morsa, spotkała się z głośnym sprzeciwem.


Nasza wesoła ławeczka: Staś, Olaf, Nela, Patrycja i Marta. Nela była zachwycona towarzystwem tylu braci i sióstr ciotecznych w dodatku mówiących po polsku :).


A dla starszej o trzy lata Patrycji, kompletnie straciła głowę.

Knajpka Cafe Spokojna okazała się być idealnym miejscem na imprezę dziecięcą. Urocze panie zabawiały dzieci lepiąc z nimi stwory z ciasta na pizze, które po upieczeniu zniknęły w brzuchach, podczas gdy my mieliśmy jakże rzadką chwilę na dorosłe pogaduchy. Poza tym była piaskownica, kredki i całe mnóstwo innych zabawek. Polecamy!

 
 
Wszystkim bardzo dziękujemy za pomoc w organizacji, przybycie i piękne prezenty!

poniedziałek, 10 września 2012

Sierpniowa Polska


Nasz 9-cio miesięczny Olaf bywał już w wielu miejscach, ale dopiero w sierpniu udało nam się wygospodarować 2 tygodnie żeby przedstawić go rodzinie i znajomym z Polski. I przy tej okazji ochrzcić i pozałatwiać wszelkie formalności związane z zarejestrowaniem w kraju jego przyjścia na świat. A poza tym, a może przede wszystkim? pojechaliśmy wybadać możliwości powrotu do Polski. 

Przed wyjazdem opowiadaliśmy Neli z kim będziemy się spotykać, a nasza kosmopolityczna córka zadawała ulubioną ostatnio litanię pytań: "A gdzie się urodził? A jakimi językami mówi? A jakie ma włosy i kolor skóry?" Na co, z małymi wyjątkami, prawie zawsze odpowiadaliśmy "W Polsce, po polsku, jasne, jasną" :).

Ambitny plan podboju był taki, że Grześ, mający już lekkie wyrzuty sumienia z powodu naszych rozlicznych tegorocznych wyjazdów i tym samym zaniedbywania doktoratu będzie pracował, a ja i dzieci będziemy udzielali się towarzysko. Skończyło się oczywiście przeładowanym "programem", dezorientacją dziatwy kto jest kto, wracaniem do domu po nocy i koniecznością odpoczynku (i zrzucania kilogramów) po takich wakacjach-niewakacjach. Czyli, jak zawsze podczas corocznego pobytu w Polsce.

Rachunek sumienia po wyjeździe: strasznie tęsknimy za naszą rodziną i znajomymi, ale musimy unikać spotkań z kafkowską panią z urzędu stanu cywilnego w Piasecznie, bo jak zimny prysznic gotowa popsuć idylliczną wizję naszej słowiańskiej ojczyzny.   
       

czwartek, 6 września 2012

Skaczemy po Stonehenge

... ale nie po prawdziwym, bo ten ogradza płot i popatrzeć można sobie jedynie z daleka. O wspinaniu czy skakaniu po monumentalnych, starożytnych kamieniach mowy nie ma, więc pozostaje zadowolić się zrobieniem fotki typu poglądówa:
 

Zarządzający monumentem National Trust tłumaczy ograniczenia koniecznością ochrony zabytku przed tłumami zwiedzających, bla bla bla.  Pewien artysta - Jeremy Deller, nota bene zdobywca prestiżowej nagrody Turner'a, postanowił z prawdziwie angielskim poczuciem humoru odnieść się do postawy NT, które odebrało społeczeństwu możliwości bezpośredniego kontaktu z jednym z najważniejszych symboli brytyjskiej kultury. Stworzył dokładną, gigantyczną, nadmuchiwaną replikę Stonehenge a la "bouncy castle", po której ma się rozumieć można skakać. Ku naszej radości nadmuchiwany Stonehenge miał przystanek w naszym pobliskim parku w ramach tournee po Wielkiej Brytanii. Nasza mała Świnka Peppa była w siódmym niebie.

Prawda, że podobny?



Tylko kolejka do nadmuchiwanego była dłuższa niż do prawdziwego Stonehenge!


Ale mimo to staliśmy w niej aż 2 razy. Skakanie okazało się wysoce uzależniające! A poza tym chcieliśmy poskakać w towarzystwie Tomka i Emmy, którzy podczas naszej pierwszej sesji tkwili w korku.




A po użyciu? Wystarczy wypuścić powietrze i spakować do ciężarówki.



Stonehenge był w Londynie jeszcze w sierpniu, a my nadrabiamy zaległości sprzed pobytu w Polsce.

Zdjęcia z Polski - w następnym odcinku. A jest kilka fajnych, np. Nelka kierująca traktorem :).
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...